Z życia stróżów tzn. cieci prawa.
Rencistka wynajęła policjantowi mieszkanie w Dąbrowie Górniczej. Funkcjonariusz zostawił po sobie niezapłacone rachunki i ogołocony lokal. Zabrał nawet deskę sedesową. Jednak prokuratura nie dopatrzyła się w tej sprawie przestępstwa.
Artykuł otwarty
60-letnia pani Janina, wraz ze zmarłym w grudniu 2012 r. mężem byli właścicielami mieszkania w jednym z bloków przy ul. Królowej Jadwigi w Dąbrowie Górniczej. Dwa pokoje z kuchnią wynajmowali najemcom. Przedostatnia lokatorka wyprowadziła się z mieszkania kilka miesięcy przed śmiercią męża pani Janiny. Wówczas znalazł się kolejny chętny na wynajem - starszy sierżant z dąbrowskiej komendy policji.
Klucze przysłał pocztą
Mężczyzna zamieszkał w mieszkaniu ze swoją rodziną. - Śmierć męża była dla mnie wielką traumą. Nie potrafiłam sobie z wieloma sprawami poradzić. Mąż zajmował się wynajmem. Odbierał od lokatora pieniądze, opłacał czynsz, media. Zachorowałam. Policjant zaproponował wówczas, żebym przekazała mu książeczki opłat. Miał sam wszystko regulować, a mi przywozić jedynie pieniądze za wynajem - wspomina rencistka. Ale - jak dodaje pani Janina - policjant wkrótce przestał regularnie przywozić pieniądze i zadłużył w spółdzielni jej mieszkanie. Kiedy próbowała wyjaśnić sprawę ze starszym sierżantem, oświadczył, że się z mieszkania wyprowadza. Klucze przysłał pani Janinie pocztą.
Kiedy emerytka pojechała do swojego lokalu, ścięło ją z nóg. Mieszkanie było ogołocone. Zniknęły m.in. umywalki, podgrzewacz do wody, karnisze, wanna z rurą odpływową, a nawet deska sedesowa.
Świadek nie żyje
Kobieta powiadomiła prokuraturę. Kilka dni temu postępowanie zostało jednak umorzone. - Stało się ze względu na brak dostatecznych danych uzasadniających popełnienie przestępstwa. Policjant powoływał się na uzgodnienia ze zmarłym mężem właścicielki, który miał się zgodzić na wymianę starego wyposażenia na nowe, należące do funkcjonariusza. Kiedy policjant się wyprowadzał, zabrał je ze sobą - mówi Artur Ott, szef Prokuratury Rejonowej w Bytomiu, której przekazano sprawę.
Pani Janinie przysługuje zażalenie na podjętą decyzję. Rencistka jednak nie zamierza z niej skorzystać. - Uwierzono w wersję, w której główny świadek nic nie może powiedzieć, bo nie żyje. Tylko ja wiem, że mąż nie godził się na wymianę karniszy, wanny i innych rzeczy. Przestałam wierzyć w sprawiedliwość. Nie mam siły jeszcze raz przechodzić tego samego - żali się pani Janina.
Właścicielka z własnej kieszeni spłaca też 6 tys. zł - długi w spółdzielni. - W tej sprawie mogłam skorzystać jedynie z powództwa cywilnego, ale nie stać mnie ani na jego założenie, ani na adwokata - przyznaje.
Cały tekst:
http://katowice.gazeta.pl/katowice/1,35063...l#ixzz3Kfb3cZmd