Przechodnie nie ulękli się nożownika
Od soboty Dąbrowa Górnicza mówi tylko o bandycie, który sterroryzował nastolatka i poranił trzech próbujących go zatrzymać mężczyzn. Straszne - mówią, że do napadu doszło w biały dzień. Cudowne, że znaleźli się odważni, którzy nie przestraszyli się wymachującego nożem napastnika.
Wszystko działo się tak szybko, że nawet ludzie, którzy byli blisko tego miejsca, spierali się o szczegóły i o to, co kto z nich mógł widzieć. Pewne jest tylko miejsce: targowisko na dąbrowskim Redenie przy Kraszewskiego, i czas - sobota rano.
- Dawaj wszystko, co masz! - zabrzmiało nagle w uszach 17-latka. Nie było co się zastanawiać, on był sam i siedział w zaparkowanym aucie, a ten drugi żądanie poparł nożem. Podał mu swą komórkę.
Być może wszystko by się skończyło już w tym momencie, ale stojącego przy otwartych drzwiach opla typka dostrzegli przechodzący właśnie ulicą Kraszewskiego mężczyźni. Byli wystarczająco blisko, żeby się zorientować, że to nie była przyjacielska pogawędka. Szybka decyzja i w kilka kroków już doskoczyli do mężczyzny. Szamoce się, ale już, już go mają. Nagle krzyki, ból i krew.
Pierwszemu (28 lat) ostrze scyzoryka przejechało po brzuchu i uszkodziło wątrobę. Ma szczęście, że przeżyje, w szpitalu św. Barbary w Sosnowcu zatamowali mu wewnętrzny krwotok i zszyli wątrobę.
- Jest już przytomny, jego życiu nie zagraża już niebezpieczeństwo - zapewnia Mirosław Rusecki, rzecznik szpitala.
Drugi (66 lat) też dostał w brzuch, a jego syn (34 lat) w rękę. Napastnik w nogi, ale nie uciekł daleko, bo był pijany. Policjanci z prewencji dopadli go w kilka minut. Okazało się, że to "dobry" ich znajomy. Maciej M., z 30 lat jedną trzecią przesiedział za zabójstwo (11 lat), wyszedł przed dwoma laty, ale teraz posiedzi zapewne dłużej.
Traf chciał, że w sobotę w szpitalu spotkał się na chwilę z dwoma ranionymi przez siebie mężczyznami. Ich trzeba było opatrzyć, a on zasłabł.
Potem trzeźwiał, a w niedzielę przesłuchali go śledczy. Za rozbój z bronią w ręku grozi mu 12-letnia odsiadka, ale niewykluczone, że prokuratura rozszerzy stawiane mu zarzuty. Być może będzie odpowiadać w myśl przepisów, które za atak na interweniujących przypadkowych przechodniów pozwalają karać tak, jak za napaść na policjanta. Jeśli tak się stanie, czeka go nawet dożywocie.
Ludzie są poruszeni i komentują jeden przez drugiego. Mówią, że okolica była dotąd spokojna i aż trudno im uwierzyć, że zdarzyło się to u nich. Tylko jednej z napotkanych przez nas kobiet sobotnie zdarzenie skojarzyło się z czymś, co już tu się kiedyś rozgrywało. Maria Ratajczak opowiadała nam o nożowniku, który tu grasował przed rokiem. Może to ten sam, co w sobotę?
Asp. Mariusz Miszczyk, z dąbrowskiej komendy mówi, że rzeczywiście była taka psychoza w mieście, ale to byli zwykli złodzieje - straszyli, ale nie atakowali mieszkańców. No i zostali wyłapani. Mężczyzn, którzy stanęli w obronie nastolatka nazywa bohaterami. - W dzisiejszych czasach rzadko się zdarzają takie odruchy. Większość by przeszła i udawała, że nie widzi - komentuje Miszczyk.
Bartosz Matylewicz z biura prasowego magistratu w Dąbrowie Górniczej też mówi o bohaterstwie. - Postąpili w sposób godny nagrody. Z naszej strony na pewno ich ona nie ominie - zapowiada urzędnik.
Jeszcze w poniedziałek sąd ma rozpatrzeć wniosek o aresztowanie nożownika. Śledczym mówił, że niczego poza telefonem nie pamięta.
Gazeta Wyborcza Katowice