

Kierowcy autobusów wolą wypłaty w euro
dziś
Sosnowiecki PKM ma spore kłopoty. W firmie zaczyna brakować doświadczonych kierowców. Trudno się dziwić, bo w Anglii kierowca autobusu w tydzień możne zarobić tyle, ile w Polsce przez miesiąc (średnio ok. 8 funtów za godzinę, czyli miesięcznie ponad 7 tys. zł). U nas za taką samą pracę dostanie najwyżej 2 tys. zł, a młody kierowca z niewielkim stażem, może liczyć jedynie na połowę tej kwoty.
- Już na kurs prawa jazdy na autobus szedłem z tą myślą, że wyjadę za granicę, żeby zarobić. Teraz pracuję w PKM, ale już załatwiam formalności i uczę się angielskiego. Najdalej za pół roku będę już jeździł na Wyspach - przyznaje jeden z kierowców.
W sosnowieckim PKM na 550 zatrudnionych kierowców przez ostatni rok z kraju wyjechało już stu. Tendencja się nasila.
- Trudno nam konkurować z brytyjskimi czy irlandzkimi firmami, gdy chodzi o zarobki. Naszym kierowcom więcej płacić po prostu nie możemy, ale warunki pracy czy sprzęt są już konkurencyjne - twierdzi Marek Pikuła, prezes PKM Sosnowiec.
O kłopotach z kierowcami w Sosnowcu w KZK GOP wiedzą doskonale (PKM jest jednym z przewoźników KZK).
- Nie możemy nic zrobić. Sami nie zatrudniamy kierowców, bo oni są pracownikami PKM. Zależy nam oczywiście na tym, żeby to byli ludzie dobrze wyszkoleni, kulturalni i punktualni, a częsta wymiana kadr temu raczej nie sprzyja. Jednak to władze PKM muszą znaleźć jakieś rozwiązanie - mówi Alodia Ostroch, rzeczniczka prasowa KZK GOP.
Gotowych rozwiązań nie ma, dlatego rotacja wśród pracowników jest duża. Na miejsce tych, którzy wyjechali szukać szczęścia za granicą, przychodzą nowi. Najczęściej już wtedy mają jednak bardzo konkretne plany. W sosnowieckim PKM chcą jedynie zdobyć minimalne doświadczenie w zawodzie, a zaraz potem zanieść do kadr wypowiedzenie i wyjechać do pracy w Anglii.
- Nowy pracownik w chwili, gdy go zatrudniamy, potrafi oczywiście prowadzić autobus, ale i tak musi się sporo nauczyć, chociażby dobrze poznać trasę linii, na których jeździ, czy nabrać praktycznych umiejętności. Jednak kiedy już radzi sobie z tymi trudnościami, zazwyczaj odchodzi z pracy. Wtedy szkolenia nowych kierowców musimy zaczynać od początku - opowiada Marek Pikuła.
Związkowcy z sosnowieckiego PKM nie dziwią się, że młodzi pracownicy wyjeżdżają za granicę. Z ich wyliczeń wynika, że średnio kierowca pracuje w PKM dziewięć miesięcy, maksymalnie rok. Potem odchodzi i wyjeżdża.
Aby zapobiec wyjazdom w firmie wprowadzono nowe zasady wynagradzania. Zarobki rosną wraz ze stażem pracy. To miało motywować pracowników. Niestety, nie zmotywowało.
- Takie rozwiązania to półśrodki, ale jako związkowcy jesteśmy pod murem. Możemy oczywiście walczyć o to, żeby część pracowników otrzymała należne im podwyżki i przeszeregowania, ale to będzie się nierozerwalnie wiązało z koniecznością zwolnienia części załogi. Takiej odpowiedzialności nikt na siebie wziąć nie chce - przyznaje Jarosław Grządziel, związkowiec z OPZZ.
Podobny problem ma większość PKM w kraju. W Gliwicach do pracy za kółkiem przyjmowane są już kobiety.
W Gliwicach znaleźli rozwiązanie
Problem kierowców, którzy wybierają zarobkową emigrację, dotyczy większości firm przewozowych. Kiedy z gliwickiego PKM masowo zaczęli odchodzić mężczyźni, to na ich miejsce przyjmowane są kobiety. Rozwiązanie jak dotąd świetnie się sprawdza.
- Kobiety pracujące za kółkiem mają wiele zalet. Są punktualne, grzeczne, nie używają wulgaryzmów, nie palą papierosów w kabinie. Poza tym są znacznie bardziej przywiązane do pracy i do miejsca, w którym mieszkają. Znacznie trudniej jest im zostawić wszystko i wyjechać z kraju, bo to wiązałoby się zazwyczaj z rozłąką z dziećmi - mówi Henryk Szary, prezes PKM Gliwice.
W tej chwili w PKM Gliwice pracuje osiem kobiet. Jedna z nich zatrudniona jest już od trzech lat. Trzy kolejne panie przyszły w listopadzie 2006 roku, a cztery pracują od stycznia 2007 roku. To nie koniec, PKM chce zatrudniać kolejne kobiety.
- Dotąd nie miałem większych zastrzeżeń do pracy zatrudnionych u nas pań, dlatego w Powiatowym Urzędzie Pracy ponowiłem ofertę dla kobiet, które chcą być u nas kierowcami - dodaje Henryk Szary.
Grażyna Krawczyk - Dziennik Zachodni