Jesteśmy skazani na fatalną komunikację publiczną. Od początku marca średnio o prawie 8 procent drożeją bilety autobusowe i tramwajowe w aglomeracji katowickiej. Wiele osób zastanawia się, dlaczego tak się dzieje, skoro wciąż zdarza im się jeździć rozklekotanymi ikarusami czy wozami, które odsłużyły już wiele lat za granicą.
Nie lepiej jest z tramwajami, bo podłogę mają tak wysoko, że osoby starsze i schorowane z trudnością do nich wchodzą.Pasażer przyzwyczajony do tego, że co kilka lat każe mu się płacić więcej za bilet, przypomina sobie, że poprzednim i jeszcze poprzednim razem coś mu mówiono o rosnących cenach paliw i innych kosztów, a także o konieczności sfinansowania zakupu nowego taboru. Problem w tym, że jakość świadczonych usług dotąd nie rosła w ślad za wyższymi cenami biletów. Trudno więc mieć nadzieję, że tym razem będzie inaczej. I nie chodzi wcale o skargi pasażerów, o częste spóźnienia, wypadanie niektórych kursów czy jazdę wozami, w których latem jest przeraźliwie duszno, a zimą mroźno jak na dworze.
KZK GOP zachowuje optymizmO stanie komunikacji, którą gminy ponad dwadzieścia lat temu scedowały na KZK GOP (to związek komunalny, którym de facto i tak rządzą prezydenci śląskich i zagłębiowskich miast), świadczą liczby. Co prawda w swoich oficjalnych dokumentach KZK GOP zachowuje optymizm i twierdzi, że jest wspaniałą instytucją ("Komunikacyjny Związek Komunalny GOP dba o zapewnienie optymalnych rozwiązań komunikacyjnych przy zachowaniu bogatej oferty przewozowej oraz taryfowej"), to jeśli wczytamy się w statystyki, okaże się, że nasi prezydenci traktują pasażerów jak naiwniaków, którym można wmówić, że robią wszystko, by podróżowało im się po naszych miastach wygodnie. Tymczasem to nieprawda.
Z najświeższych pełnych danych (za rok 2011) wynika, że dotacja miast do komunikacji w przeliczeniu na jednego mieszkańca to zaledwie 134 zł rocznie. To najmniej spośród wszystkich aglomeracji. W Warszawie ten wskaźnik wynosi 864 zł, a np. w drugim od końca Szczecinie 216 zł. O wiele ważniejszy jest jednak wskaźnik nasycenia komunikacją (liczba wozokilometrów podzielona przez kilometr kwadratowy powierzchni). To on pokazuje realną dostępność komunikacji publicznej dla mieszkańców, a więc jej jakość.
U nas ten wskaźnik wynosi zaledwie 57,6 tys. wzkm/km2 i jest ponad sześciokrotnie niższy niż w Warszawie (ponad 376 tys.) i mniej więcej trzykrotnie niższy niż w Łodzi, Wrocławiu i Krakowie. Słabszej komunikacji nie ma żaden inny porównywalny z obszarem KZK GOP obszar miejski w Polsce.
Czy jest szansa na poprawę?Niestety, na razie nic na to nie wskazuje. Miasta KZK GOP na własne życzenie zawiązały sobie na szyi kamień w postaci konieczności spłacenia obligacji, które wyemitowały Tramwaje Śląskie. Ta należąca do miast firma (największymi udziałowcami są Katowice oraz Sosnowiec) za niemal 600 mln zł wyremontuje torowiska i kupi nowe tramwaje. Unia Europejska dołożyła do tego 349 mln zł, ale 242 mln zł TŚ musiały wyłożyć z własnej kieszeni. Przewoźnik tych pieniędzy nie miał. Wyemitował więc obligacje, ale ich wykup ma w ciągu 15 lat kosztować ok. 360 mln zł.
To ogromna kwota. Skąd ją wziąć? KZK GOP zagwarantował TŚ, że przez najbliższe kilkanaście lat będzie stopniowo zwiększał przewoźnikowi wynagrodzenie za jego usługi. Pieniędzy ma starczyć na kursowanie tramwajów i wykup obligacji. Dziś TŚ dostają rocznie ok. 170 mln zł, ale już wkrótce stawka wzrośnie do prawie 200 mln zł rocznie. To oznacza konieczność stałego podnoszenia cen biletów oraz zwiększenie składek miast tworzących KZK GOP. Dziś nikt w KZK GOP nie jest w stanie powiedzieć, czy następna podwyżka wyniesie 4 proc., czy może już 10 proc.
Remontujemy stare, zamiast budować noweCo to oznacza? Wzrost kosztów bez gwarancji zwiększenia dostępności komunikacji publicznej. Tak się bowiem składa, że głównie remontujemy stare torowiska, zamiast budować nowe linie w stronę tych dzielnic, gdzie przybywa mieszkańców.
W dodatku nasi prezydenci wybrali kosztowną i skomplikowaną metodę finansowania własnej spółki. Tak się bowiem składa, że Tramwaje Śląskie są spółką akcyjną. Co się robi w takich przypadkach, by zdobyć kapitał? Emituje akcje. Gdyby tak się stało, to jej właściciele wykupiliby je, zwiększając kapitał spółki. To byłoby tańsze niż emitowanie obligacji. I to nawet, gdyby miasta wzięły niewielkie kredyty na nowe akcje. To jednak wymagało odwagi i natychmiastowego wyłożenia gotówki przez udziałowców Tramwajów Śląskich. O tym, że taka polityka ma sens, wiedzą np. w Tychach. Tu, żeby zdobyć unijne dofinansowanie na zakup nowych trolejbusów, miasto zwiększyło kapitał spółki Tyskie Linie Trolejbusowe.
Gdzie tu pasażer?Tymczasem miasta KZK GOP wkopały nas wszystkich w ogromne wydatki. Już dawno prezydent Sosnowca Kazimierz Górski skarżył się dziennikarzom, że wydatki związane z tramwajowym projektem będą dramatycznie wysokie. Miał nadzieję, że zwiększy się unijne dofinansowanie na projekt TŚ, ale do dziś decyzja w tej sprawie nie zapadła.
Prezydenci muszą więc wypić piwo, którego sami sobie nawarzyli. Pewnie niektórzy z nich już się zorientowali, że rosnąca z powodu obligacji składka na KZK GOP będzie w budżetach gmin tzw. wydatkiem bieżącym. W ostatecznym rozrachunku wpłynie to na wiarygodność finansową miast.
A gdzie tu pasażer? Nim, w gruncie rzeczy, nikt się nie przejmuje. Dowodem na to był pomysł skrócenia katowickiej linii autobusowej nr 12. Odpowiedzialni za ten pomysł zmienili zdanie dopiero wtedy, gdy mieszkańcy Nikiszowca zagrozili protestami. To dobitnie pokazuje ich miejsce w hierarchii.
Gdyby nasi prezydenci naprawdę uważali, że komunikacja ma dla nich znaczenie i rozumieli jej rolę we współczesnym mieście, dysproporcje w jej jakością między naszą aglomeracją a innymi dużymi miastami nie byłyby tak rażące.
Roman Urbańczyk, szef KZK GOP, zwykł mawiać, że za takie pieniądze, jak ma związek, oferuje najlepszą komunikację publiczną w Europie. Ma rację. Za tak śmieszne pieniądze trudno zrobić coś gorszego.
Cały tekst:
http://katowice.gazeta.pl/katowice/1,35063...t#ixzz2MTsOtrK2