
Będzie jeszcze więcej multipleksów!
Iwona Sobczyk
2008-11-02, ostatnia aktualizacja 2008-11-02 21:49
Za kilka dni będzie w Dąbrowie Górniczej, a wkrótce w Bielsku-Białej, Bytomiu i Gliwicach - gdyby brać pod uwagę tylko liczbę multipleksów, to nasz region dogania już Zachód. Operatorzy nie obawiają się braku widzów

Ostatnie przygotowania do otwarcia kina Helios w Dąbrowie Górniczej
W Dąbrowie Górniczej po zamknięciu Arsu ostatnia sala kinowa ostała się tylko w Pałacu Kultury Zagłębia, ale i tu zdarza się, że seans trzeba odwołać, bo nikt nie przyszedł. Tymczasem 8 listopada w nowo powstającym centrum handlowym otwarte zostanie kino sieci Helios. W pięciu salach naraz filmy będzie mogło oglądać 800 osób. Ale szefowie Heliosa są dobrej myśli: otwieranie multipleksów w województwie śląskim wciąż się opłaca. Marek Palpuchowski, wiceprezes firmy, obliczył, że na jeden ekran w Polsce przypada około 45 tys. widzów, trzy razy więcej niż na Zachodzie. Wprawdzie nasz region zawyża średnią - w sumie Cinema City, Multikino i Helios dysponują 12 kinami wyposażonymi w ponad sto ekranów - ale z powodzeniem może ich być jeszcze o kilkadziesiąt więcej. Dlatego w najbliższych latach Cinema City zamierza otworzyć kina w Bielsku-Białej i Bytomiu, a Multikino w Gliwicach. Helios dokładnych lokalizacji nie ujawnia, ale także on przyznaje się do planów inwestowania w naszym województwie. O zamykaniu jakiegokolwiek obiektu nikt nawet nie wspomina.
Kolejnego multipleksu raczej nie będą miały Katowice, które już dogoniły pod tym względem Zachód. Co innego mniejsze miasta: specjaliści prognozują, że za kilka lat multipleksy będą się otwierać już nie tylko w miastach większych, około stutysięcznych, takich jak Dąbrowa Górnicza, ale też znacznie mniejszych. - Rynek się dywersyfikuje i to jest korzystne dla ludzi - mówi Rafał Rybski, dyrektor operacyjny Cinema City Polska.
Nie obawia się, że nowo powstałe kina będą zabierać widzów już istniejącym. Przeciwnie. Zdaniem operatorów każda kolejna inwestycja sprawia, że liczba widzów zaczyna rosnąć. - Mamy XXI wiek, jesteśmy przyzwyczajeni do wygody. Jeśli ktoś chce zobaczyć film w kinie, ale wie, że żeby tam dojechać, musi stać godzinę w korku, to rezygnuje. Kino musi być blisko - wyjaśnia Rybski powody swojego optymizmu.
Jakby dla potwierdzenia tego zdania operatorzy się chwalą, że dzięki większej dostępności ekranów frekwencja w polskich kinach od kilku lat stale rośnie. Nadal jednak daleko nam do zachodniej Europy: przeciętnie chodzimy do kina rzadziej niż raz w roku, zaś Niemiec czy Francuz - ponad dwa razy częściej.
Andrzej Kucharczyk, szef Krakowskiego Centrum Kinowego "Ars" i analityk rynku kinowego, nie ma wątpliwości co do przyczyny niższej frekwencji. - Ceny biletów są astronomiczne, kino jest dziś rozrywką elitarną. Przed 1989 rokiem, zanim ceny biletów zaczęły się podnosić, statystyczny Polak chodził do kina więcej niż trzy razy w roku - mówi. Według operatorów to uproszczenie. - Mamy bilety tańsze niż w Europie Zachodniej, i to biorąc pod uwagę siłę nabywczą pieniądza - zapewnia Palpuchowski.
Kucharczyk zwraca też uwagę, że otwieranie kolejnych kin nie zawsze jest dziś inicjatywą operatora. - Zazwyczaj to deweloperzy budujący centra handlowe decydują, gdzie będzie kino. Tak jest dla operatorów łatwiej i taniej. Choć trzeba przyznać, że w grę wchodzi jeszcze jeden czynnik - wzajemna rywalizacja sieci kinowych. Ale tego już nikt z nas nie zrozumie - wzdycha Kucharczyk.
Ta sala ladna, szkoda ze inne pewnie beda male, a dwie to chyba wogole malutkie.