
Śląska metropolia może stracić 600 mln zł
02.09.2008
Górnośląski Związek Metropolitalny (GZM) straci 600 milionów unijnej dotacji na budowę spalarni śmieci, które mają powstać w Rudzie Śląskiej i Katowicach, jeśli do 8 października 14 miast członkowskich nie podejmie uchwał wyrażających zgodę na zawarcie porozumienia o współpracy w tej kwestii.
Na razie zrobiły to tylko dwie gminy: Jaworzno i Chorzów. Radni w Rudzie Śl. i Świętochłowicach mają głosować we wrześniu, w innych miastach takiej uchwały nie ma w projektach najbliższych sesji. - A żeby móc podjąć jakiekolwiek kroki, rady miast wchodzących w skład GZM muszą podjąć takie uchwały - wyjaśnia Krzysztof Krzemiński, rzecznik GZM.
Jeśli tak się nie stanie, spalarnie na pewno nie powstaną przed rokiem 2013. Przepadną środki przekazane na ten cel z Ministerstwa Środowiska (600 mln złotych) i trzeba będzie przystąpić do konkursu. Ale dopiero w przyszłym roku, a to opóźni inwestycję. Poza tym nie wiadomo, czy wniosek GZM wygra.
Gminy do podejmowania uchwały się nie spieszą. Dlaczego? Bo nie wiadomo, czy spalarnie ma budować GZM, czy nowo powstała spółka, której powołanie kosztować ma 500 tysięcy złotych. Za taką spółką jest m.in. Chorzów. Chodzi o to, aby budową zajęła się profesjonalna firma.
Uchwały nie chcą podjąć m.in. w Dąbrowie Górniczej. Urzędnicy nie wyjaśniają jednak, dlaczego powołanie spółki im się nie podoba. - Ta sprawa wśród prezydentów budzi spore wątpliwości - potwierdza jedynie Marcin Berylak, rzecznik prasowy UM w Dąbrowie Górniczej.
Jeszcze w tym tygodniu o inwestycji mają dyskutować członkowie GZM.
Chociaż spalarnie budzą sporo kontrowersji (ekolodzy przekonują, że lepiej śmieci segregować niż palić), muszą powstać. Dlaczego?
- Bo podpisując traktat akcesyjny Polska zobowiązała się do ograniczenia ilości śmieci biodegradowalnych, czyli takich, które można przetwarzać - wyjaśnia Piotr Popiel, dyrektor biura GZM. - Do 2013 roku tych śmieci na wysypiskach musi być o 50 procent mniej. A najlepszą metodą utylizacji w dużych miastach są właśnie spalarnie. Poza tym nie stać nas na budowę i obsługę kolejnych wysypisk śmieci.
Jednak już wcześniej Unia Europejska może ukarać nas za to, że nie potrafimy poradzić sobie ze śmieciami - do 2010 roku na wysypiskach śmieci biodegradowalnych ma być o 25 proc. mniej. Nie wiadomo jeszcze, jak wysokie kary zapłacą samorządy, jeśli nie dostosują się do wymogów UE. - W naszym kraju nie ma jeszcze przepisów regulujących ich wysokość, ale takie kary na pewno będą - przyznaje Popiel.
- Mamy narzucone terminy, a w Dąbrowie i Sosnowcu nagle ktoś pochylił się nad treścią porozumienia wypracowaną przecież przez zarząd, w którym oba miasta mają swoich reprezentantów - ocenia Krzemiński.
Przy okazji sprawy spalarni pojawiły się opinie, że GZM tak naprawdę niewiele może. I niewiele będzie mógł, dopóki w życie nie wejdzie ustawa metropolitarna.
- Nie może być tak, że jakieś miasto się wyłamuje i projekt jest wyrzucany do kosza - komentuje Krzemiński. - Ta ustawa jest niezbędna.
Ustawa ma ustalić m.in. źródła finansowania działalności GZM. Na razie finansują go mieszkańcy, każdy, kto mieszka w mieście, będącym członkiem związku płaci nań złotówkę rocznie. Budżet GZM to około 3,5 miliona złotych rocznie z czego 1,2 miliona jest przeznaczonych na pensję dla pracowników (w działającym od stycznia biurze pracuje trzynaście osób). Reszta pieniędzy przeznaczana jest na określone przez statut związku zadania.
- Czyli głównie na tworzenie strategii rozwoju miast i jej realizację - wyjaśnia Krzemiński.
- GZM ma kłopoty nie tylko z powodu braku ustawy metopolitarnej. Powodem jest też to, że często interesy ogólne są rozbieżne z interesami poszczególnych członków - uważa dr Marek Mazur z Uniwersytetu Śląskiego. - I bywa tak, że z ogólną decyzją korzystną dla regionu wygrywają partykularne interesy miast członkowskich.
Podobnego zdania są mieszkańcy regionu. - My, przeciętni obywatele, nie widzimy efektów działania związku. Może na jego działalność nie płacimy dużo, ale takie papierowe instytucje nikomu nie są potrzebne - emocjonuje się chorzowianin Edward Jachimowicz.
Magdalena Sekuła