wreszcie ciekawszy artykul w GW zauwazajacy odrebnosc i juz te Nowe Katowice lepsze chyba niz Silesia ehh

Nowe Katowice
Robert Krzysztofik
2007-02-09, ostatnia aktualizacja 2007-02-09 14:07
Powiedzmy sobie szczerze - Katowice, trochę mniej Śląsk, są po prostu nieznane. W ujęciu globalnym, w wymiarze symbolicznym znaczą tyle, co na przykład urocze miasteczko Krzanowice na mapie województwa śląskiego. Zaraz wielu Czytelników, którzy nie mieszkają na ziemi raciborskiej zapyta: gdzież są te Krzanowice? No właśnie: gdzież są te Katowice?
Niewiele jest miast na świecie, które mają zaszczyt być powszechnie znanymi, a co więcej, powszechnie odwiedzanymi: Nowy Jork, Paryż, Rzym, Londyn, Stambuł... Jeśli nawet potrafimy wymienić 100-200 dalszych, to nie wymienimy kolejnych dziesiątek tysięcy. Rzecz w tym jednak, że nie zawsze chodzi tu o wielkość miast, ale o ich znaczenie. Z jednej strony, na mapie odnajdziemy bowiem czteromilionowe: Xi'an czy Czengdu w Chinach, o których statystyczny Europejczyk nie wie nic, a z reguły nie wie nawet, że istnieją takie metropolie. Z drugiej zaś strony, któż z nas nie potrafi opowiadać o urokliwych zabytkach 200-tysięcznej Wenecji.
Jak więc odnieść te proporcje do miast polskich, a zwłaszcza do Katowic, w skali światowej? Problem polega na tym, że miasta polskie, poza stolicą państwa, zabytkowym Krakowem, Gdańskiem "Solidarności" i ostatnio także Wrocławiem, jako pretendentem do Expo 2012, nie są znane nie tylko w świecie, ale i w dużej mierze w Europie.
W nawiązaniu do istniejącego potencjału społeczno-ekonomicznego, a zwłaszcza liczby ludności, w najbardziej niekorzystnej sytuacji znajduje się konurbacja katowicka. Problem jest naprawdę duży. Wynika on z jednej strony z tego, iż potencjał ten rozczłonkowany jest na ponad 20 miejscowości, z drugiej zaś z faktu, że nie ma tu ośrodka metropolitalnego z prawdziwego zdarzenia. Rzecz równie istotna to, mimo wszystko, liczba ludności samych Katowic. I tu proponuję małe zadanie domowe. Pytanie brzmi następująco: jaką pozycję odgrywają Katowice na ludnościowej mapie świata z nieco ponadtrzystutysięczną i, co gorsza, wciąż malejącą populacją, jeżeli Warszawa, licząca 1,7 mln mieszkańców, plasuje się w tym rankingu na 144. miejscu?
Katowice, trochę mniej Śląsk, są po prostu nieznane
No tak, ale wcześniej było o tym, że nie zawsze liczba mieszkańców jest najważniejsza. A więc może znajomość miasta poza granicami Polski? I tu druga, tym razem wakacyjna, praca domowa. Proszę spróbować zrobić swój własny minisondaż podczas najbliższego zagranicznego urlopu w krajach niegraniczących z Polską.
Powiedzmy sobie szczerze - Katowice, trochę mniej Śląsk, są po prostu nieznane. W ujęciu globalnym, w wymiarze symbolicznym, znaczą tyle, co na przykład urocze miasteczko Krzanowice na mapie województwa śląskiego. Zaraz wielu Czytelników, którzy nie mieszkają na ziemi raciborskiej zapyta: gdzież są te Krzanowice? No właśnie, gdzież są te Katowice?
Pisząc o nieproporcjonalnie słabej pozycji Katowic na mapie miast, nie jest moim celem tworzenie kolejnej tragicznej apoteozy. Chodzi raczej o pokazanie, czym Katowice jeszcze nie są, a czym być mogą, lub z innej strony: gdzie tkwią możliwości zmiany wizerunku Krzanowic na co najmniej Nałęczów. Pod warunkiem jednak, że damy sobie na to 5 do 15 lat.
Mimo wielu barier, region ma szansę na wielki sukces. Tylko w połowie będzie on determinowany ogólną sytuacją w Polsce. Reszta zależy od nas. Pamiętajmy, że szeroko rozumiany region (konurbacja) katowicki należy do jednych z najbardziej uprzywilejowanych pod względem geograficznym, ekonomicznym, a także kulturowym obszarów Europy Środkowo-Wschodniej.
Konurbacja katowicka potrzebuje dwóch istotnych modyfikacji. Pierwsza to nowa tożsamość regionu - powstanie nowego miasta w wymiarze polityczno-administracyjnym. Druga sprawa to nadanie mu nowej jakości z ekonomiczno-społecznego punktu widzenia. Jakości rozumianej jako unikatowość tego, co stanowi dziedzictwo regionu, oraz tego, co dopiero może być jego nowym symbolem.
Zostawiając z boku sprawy związane z rozwojem gospodarczym regionu, skoncentruję się jedynie na dwóch aspektach związanych z administracyjnym formowaniem się nowego organizmu miejskiego: jego nazwie i formie osadniczej.
O "Sosnowcu na Górnym Śląsku"
Dobrze się składa, że po wielu latach rozmów na temat integracji przestrzenno-administracyjnej obszaru między Gliwicami a Jaworznem obserwujemy w końcu zdynamizowanie prac nad jego ostatecznym kształtem. Jeśli powstałby on dziś, miałby obszar 1305 km kw. i liczyłby ponad 2,1 mln mieszkańców. Rzecz jasna, byłoby to pod względem liczby mieszkańców największe miasto Polski, a dziewiąte w Europie. Co ciekawe, zaledwie o 100 tys. mieszkańców mniejsze od Paryża. W skali światowej klasyfikowałoby się natomiast na 106. pozycji. I to powinien być jeden z zasadniczych celów szerokiej akcji marketingowej promującej "Nowe Katowice".
W przygotowywanym projekcie zakłada się obecnie integrację 12 miast górnośląskich i pięciu zachodniomałopolskich. Projekt otwarty jest natomiast na ewentualne włączenie innych miast regionu. I dobrze. Co najmniej kilka dalszych również powinno się znaleźć w obrębie tworzonej metropolii. Tym bardziej że te miasta, tak jak to ma miejsce m.in. w przypadku Tarnowskich Gór czy Radzionkowa, po prostu tego oczekują.
Jedną z bardziej istotnych spraw jest także kwestia nazwy nowej jednostki. Sprawa jest o tyle skomplikowana, że integrowana przestrzeń znajduje się w obrębie dwóch różnych regionów geograficzno-historycznych i kulturowych: Śląska i Małopolski. Co gorsza, w tej kwestii stanowi w ich obrębie dwie wyraźnie wyizolowane struktury - tzw. Górny Śląsk w części śląskiej oraz Zagłębie Dąbrowskie i Jaworzno w części małopolskiej. Z uwagi na pojawiające się silne tradycje kulturowo-historyczne - zwłaszcza po stronie śląskiej - określenie całości jako tzw. Silesii czy Aglomeracji Śląskiej nie jest najszczęśliwszym rozwiązaniem. Mówiąc o Śląsku (Silesii), należy pamiętać, że jest to region ciągnący się od Mysłowic po Zieloną Górę. Jego tradycyjną stolicą jest i będzie Wrocław. Górny Śląsk w poprawnym rozumieniu obejmuje zaś tereny leżące zarówno w dzisiejszym województwie śląskim, jak i w opolskim. Przede wszystkim jednak "nieśląskie" jest Zagłębie Dąbrowskie.
Rzecz więc w tym, aby uszanować wielowiekowe tradycje rozwoju śląskiej i małopolskiej części konurbacji katowickiej i znaleźć określenie, które funkcjonujące podziały kulturowe zunifikuje stosunkowo najmniej kontrowersyjną nazwą. W regionie Ruhry nikomu nie przyszłoby do głowy udowadniać, że Duisburg jest w Westfalii lub Dortmund w Nadrenii. Nie dajmy się ponieść fali kompromitujących stwierdzeń lansowanych we wszystkich stołecznych mediach, zwłaszcza telewizji, o "Sosnowcu na Górnym Śląsku", "Częstochowie na Śląsku" itp.
Konkludując, konurbacja katowicka jest unikatową w skali Polski jednostką, spinającą dwa wielkie i najlepiej rozwijające się aktualnie regiony geograficzno-historyczne. Dobrze by się stało, gdyby unikatowość i modernizacja zostały uwydatnione w jej nazwie - nowej, bez pejoratywnych skojarzeń, nazwie będącej wyzwaniem. Zwolennicy nazwy "Silesia" słusznie argumentują, że jest to określenie bardziej znane i rozpoznawalne na świecie. Chociaż nie przeceniałbym tych przekonań. Problem jednak w tym, jaki jest kontekst tej rozpoznawalności - regionu górniczo-hutniczego, regionu przemysłu tradycyjnego i często przestarzałego, regionu katastrof górniczych?
Najbardziej trafnym byłoby określenie Nowe Katowice
Myślę, że powinno nam chodzić o nieco inny charakter skojarzeń dotyczących okolic Katowic. Za dobry przykład może tu służyć indyjskie Bangalore, o którym jeszcze 10-15 lat temu mało kto słyszał. Dziś jest to jedna z najbardziej rozpoznawalnych azjatyckich marek. Jakże inaczej - z ekonomicznego punktu widzenia - kojarząca się z powszechnym odbiorem samych Indii. Bangalore, będąc jednym z najważniejszych ośrodków rozwoju technologii i usług wysoko zaawansowanych na świecie, zachowuje jednak w swojej nazwie element dziedzictwa i kultury tego kraju. A więc pozytywny mariaż nowoczesności i tradycji. Czyż nie jest to jeden z najbardziej pożądanych elementów tzw. marketingu miejskiego? Niektórym z nas określenie "Silesia" może się podobać, choćby z tego powodu, że nie brzmi zbyt swojsko. Tyle tylko, że m.in. w języku angielskim jest ono po prostu zwyczajne, oczywiste. W żaden sposób nie ma zbyt pozytywnego wydźwięku. Na żadnym cudzoziemcu nie zrobi jakiegoś szczególnego wrażenia.
W mojej opinii najbardziej trafnym byłoby określenie "Nowe Katowice", w odróżnieniu od obszaru dzisiejszych Katowic. Przymiotnik "nowe" zawiera w sobie bardzo pozytywny pierwiastek znaczeniowy, i to w wielu różnych ujęciach. Jest też rozpoznawalny w innych językach: angielskim, niemieckim czy francuskim. Dobrze by było, żeby nazwa tego typu znalazła swoje przełożenie w ewolucji przestrzeni powstającego miasta. Niech za nazwą pójdzie kompleksowa modernizacja gospodarcza i społeczna "Nowych Katowic". Niech nazwa stanie się wyzwaniem dla dalszych zabiegów o zmianę wizerunku obszaru między Jaworznem a Gliwicami. Pod dyskusję można poddać także nazwy "Katowice" czy "Metropol Katowice". Proponuję je jednak - z oczywistych względów - bez większego entuzjazmu.
Nie ma czegoś takiego jak Aglomeracja Śląska
I jeszcze jedna sprawa. Nie ukształtowała się jak dotąd w naszym regionie aglomeracja w dosłownym tego słowa znaczeniu. A już tym bardziej nie ma czegoś takiego jak Aglomeracja Śląska. Określenie to nie jest nawet medialną półprawdą. Jest połączeniem niekonsekwencji słowotwórczej z ignorancją dorobku naukowego co najmniej dwóch dziedzin nauki. Region, o którym mówimy, był i jest konurbacją. I tak jak ziemia nie znaczy to samo co Ziemia, tak aglomeracja to nie to samo co konurbacja. Aglomeracja to najogólniej zespół miast z wyraźnie wyodrębniającym się miastem centralnym i satelickimi ośrodkami peryferyjnymi. Póki co taka sytuacja jeszcze tu nie zaistniała i - co równie istotne - raczej nie zaistnieje.
W tej chwili region katowicki przyjmuje postać konurbacji jako zespołu miast stosunkowo równorzędnych. W każdym razie z nie tak dużymi dysproporcjami potencjału ludnościowego i gospodarczego, jak ma to miejsce chociażby w okolicach Poznania czy Krakowa. Aglomeracja Katowicka powstanie dopiero wtedy, kiedy dwumilionowa metropolia - "Nowe Katowice" - stanie się formalnym rdzeniem dla pozostałych miejscowości województwa śląskiego. W strefie oddziaływań tego rdzenia znajdą się pozostałe miasta i gminy województwa śląskiego, a także część małopolskiego i opolskiego.
W tym układzie druga co do wielkości Częstochowa będzie blisko 10-krotnie mniejsza od głównej metropolii. Podobne proporcje są typowe właśnie dla aglomeracji. W tej chwili kilka miast - Sosnowiec, Gliwice, Zabrze czy Bytom - jest mniejszych pod względem demograficznym od Katowic zaledwie o połowę. W żaden sposób nie jest to więc aglomeracja. Aby nie tworzyć więc dwóch aglomeracji katowickich (śląskich), tak jak dziś mamy Górny Śląsk i "Górny Śląsk", zarezerwujmy tę nazwę dla tej, która obejmie "Nowe Katowice" i rejony sąsiednie od Częstochowy po Żywiec i od Kędzierzyna-Koźla po Chrzanów. W innym przypadku pojęciowy bałagan obróci się przeciwko formowanej metropolii.
Na naszych oczach dokonuje się pierwsza od z górą 200 lat zmiana oblicza regionu katowickiego. Integruje się jedna z największych konurbacji Europy i największy organizm miejski w Polsce. Dobrze, że ewolucji "Nowych Katowic" - czy jak częściej słyszymy "Silesii" - towarzyszy szeroka dyskusja na temat różnych aspektów ich przyszłego rozwoju. Jeśli pojawiające się na forum "Gazety Wyborczej" oraz w innych mediach komentarze i opinie ulepszą proces formowania nowej metropolii, to tylko z zyskiem dla jej mieszkańców.
Autor jest adiunktem w Zakładzie Gospodarki Przestrzennej na Wydziale Nauk o Ziemi Uniwersytetu Śląskiego