CYTAT
gazeta.pl
Zagłębie już drugą dekadę na nowo poszukuje tożsamości
Jan F. Lewandowski
Powieści Zbigniewa Białasa są syntezą, kwintesencją motywów sosnowieckich sprzed stulecia. Najlepszą literacką manifestacją jego tożsamości. Jeśli komuś nie wystarcza albo doskwiera legenda Czerwonego Zagłębia, u Białasa znajdzie wszystko, czego potrzebuje.
Czy ktoś jeszcze pamięta pomnik Czynu Rewolucyjnego w sosnowieckim parku? Dla komunistów symbolizował rewolucyjne, czyli komunistyczne, tradycje Sosnowca i Zagłębia Dąbrowskiego. Gdy go odsłaniano w 1967 roku, z udziałem Władysława Gomułki, widziano w nim także nawiązanie do rewolucji 1905 roku, która miała rozmaite oblicza, w tym i rewolucyjne, i narodowe. Z czasem sosnowieckie rury stały się wyłącznie znakiem komunizmu, gdy uprawiano pod nimi nieznośną apologię Czerwonego Zagłębia.
Dlatego po przełomie 1989 roku nowe, solidarnościowe władze Sosnowca pomnik zdemontowały. Niepotrzebnie, bo metalowe rury same w sobie nie są naznaczone ideologicznie, a nie wyglądały najgorzej. Dzisiaj, ponad 20 lat później, mogłyby nawet oznaczać te tradycje, do których dzisiejsze Zagłębie Dąbrowskie chętniej się przyznaje.
Bo Zagłębie poszukuje na nowo tożsamości po dziesięcioleciach komunizmu, podobnie jak to dzieje się na Górnym Śląsku, chociaż procesy te nie są tak zauważalne. Jednak są widoczne, a po części stymulowane obawami przed zdominowaniem zza Brynicy. Znakiem tego procesu stało się ostatnio powodzenie powieściowego i scenicznego „Korzeńca” Zbigniewa Białasa, ale poszukiwania „nowej historii” trwają dwie dekady.
Czerwone piętno
Przez dawniejsze lata ludzie tyle nasłuchali się o Czerwonym Zagłębiu, że frazesy wyzwoliły reakcje obronne i przeciwne. Dla zasiedziałej społeczności Sosnowca czy Dąbrowy Górniczej, znajdującej się już w mniejszości (w latach 70.), apoteoza Zagłębia w duchu komunistycznym musiała być szczególnie przykra, a bronić się przed nią nie mogli.
Zwłaszcza w latach 70. XX wieku, za rządów Edwarda Gierka w Warszawie, historycy lokalni ze środowiska Henryka Rechowicza, rektora Uniwersytetu Śląskiego, starali się jak mogli, by jego rodzinna kraina prezentowała się należycie „rewolucyjnie”. Stąd mnogość publikacji ze znaczącymi tytułami: „Czerwone Zagłębie”, „Wielkie dni Czerwonego Zagłębia” itp. Nie miały one powodzenia czytelniczego, lecz były na tyle narzucające się, by zniechęcić do tematu. Z trudem przychodziło naprawianie szkody, nie jestem pewien, czy dotąd się z nią uporano.
Doszło do tego, że w Zagłębiu Dąbrowskim mało kto mógł cokolwiek powiedzieć o przeszłości, poza lansowanymi frazesami. Niewiedzę pogłębiły potężne migracje powojenne, szczególnie związane z budową Huty Katowice, sprowadzające dziesiątki tysięcy młodych ludzi, którzy siłą rzeczy nie mogli znać lokalnej tradycji ani też odczuwać do niej przywiązania. Także w Zagłębiu ciągłość tradycji została przerwana.
Najpierw podczas wojny, gdy wyginęła stara kadra robotników, z której wywodzili się bojowcy z Polskiej Partii Socjalistycznej (niekomunistycznej), którzy w 1906 roku rzucali bomby na carskich żandarmów. Znaczną część zagłębiowskiej inteligencji, zaangażowanej w konspirację akowską i socjalistyczną, wymordowali hitlerowcy. Reszty dokonały lata stalinowskie. A jednocześnie, i przed wojną, i po wojnie, do przemysłu Zagłębia napływali nieustannym strumieniem imigranci wiejscy, wykorzenieni z tradycji, podatni na demagogię (przedwojenne autonomiczne województwo śląskie było dla nich zamknięte). Z nich wywodziły się w największej mierze kadry powojennej władzy komunistycznej, a szczególnie milicji i bezpieki.
Młyny tożsamościowe pracują także nad Czarną Przemszą
Na legendzie rewolucyjnego Zagłębia wypływali najłatwiej spryciarze, którzy nieraz mało mieli z nią wspólnego. A ci, którzy dawniejszą legendę tworzyli, nieraz wegetowali na marginesie, by wspomnieć socjalistę Aleksego Bienia, działacza PPS - Frakcji Rewolucyjnej, przedwojennego pepeesowskiego prezydenta miasta, którego przed kongresem zjednoczeniowym 1948 roku wyrzucono przykładnie z PPS, a potem szykanowano przez lata stalinowskie. Bo tradycje rewolucyjne Zagłębia to tradycje socjalistyczne (przynajmniej do pewnego czasu). Niemniej rywalizacja między socjalistami a komunistami była stale obecna.
Po przełomie 1989 roku najprościej było sięgnąć do przedwojennej literatury historycznej, co działo się w przypadku oficyny wydawniczej Jana Przemszy-Zielińskiego, który po upadku PZPR znalazł sobie niszę Zagłębia Dąbrowskiego. Wznawiał prace Mariana Kantora-Mirskiego (jak klasyczna praca „Z przeszłości Zagłębia Dąbrowskiego i okolicy”, wydawana w Sosnowcu w latach 1931-1932), a potem sam napisał „Historię Zagłębia Dąbrowskiego”.
Do legendy Zagłębia powracał w nowym duchu pisarz Jan Pierzchała, który chętnie opowiadał, że w dawnej „Legendzie Zagłębia”, wydanej po raz pierwszy w 1962 roku, usunięto mu wszystko o Józefie Piłsudskim. Do tematów literackich i symbolicznych nawiązywał profesor Włodzimierz Wójcik, również już nieżyjący. Z tej generacji popularyzatorów nadal pracuje Bolesław Ciepiela, który publikuje kolejne tomy lokalnej historii.
Dzięki tej generacji, ale i pracy młodszych autorów, dzięki pracy Miejskiej Biblioteki Publicznej w Sosnowcu (coroczne sesje zagłębiowskie) i Muzeum w Sosnowcu, stopniowo odsłaniały się tradycje wcześniej pomijane. Nawet w Zagłębiu pojawiły się stowarzyszenia regionalne, przedtem przez dziesięciolecia nieobecne (do pierwszych należał Związek Zagłębiowski w 1994 roku). Dzisiaj znajdziemy ich więcej, w tym Forum dla Zagłębia Dąbrowskiego i wiele społeczności w sieci. Dzięki temu młyny tożsamościowe pracują także nad Czarną Przemszą.
Zapomniane tradycje
Prócz tradycji powstania styczniowego, obecnej i przedtem, zakorzeniło się ponownie wspomnienie rewolucji 1905 roku, wzbogacone o konspiratorów z rewolwerami z Organizacji Bojowej PPS. Przedtem ją pomijano, oczywiście z powodu Piłsudskiego. Jej zagłębiowscy liderzy nie przystawali do takiej tradycji, w jakiej komuniści widzieli swój rodowód i legitymację do rządzenia. Bo jak by to wyglądało, gdyby Zdzisław Grudzień wychwalał Piłsudskiego i Tomasza Arciszewskiego, przywódcę PPS, pod pomnikiem Czynu Rewolucyjnego w Sosnowcu?
W publikacjach ze szkoły Rechowicza nie sposób było znaleźć Piłsudskiego, chociaż bywał wiele razy w Zagłębiu w latach socjalistycznej młodości. Bywali także jego towarzysze. W książce „Akcja bojowa pod Bezdanami 26 IX 1908” klasyk historiografii Władysław Pobóg-Malinowski przytaczał liczne przykłady udziału organizacji zagłębiowskiej PPS w przygotowaniu tej najsłynniejszej akcji Piłsudskiego z początków jego działalności.
Do Bezdan na Wileńszczyźnie z Sosnowca daleko, ale to Zagłębiacy dostarczyli dynamit. Potem zaś przez Sosnowiec uciekali Arciszewski i inni uczestnicy akcji. Socjalistyczne gazety przywoził do Sosnowca Stanisław Wojciechowski, późniejszy prezydent Rzeczypospolitej. Przez Zagłębie wiodły konspiracyjne trasy przerzutowe do Galicji.
Za sanacji sosnowieckie wizyty Piłsudskiego upamiętniała tablica, lecz dom po wojnie rozebrano, a tablica zniknęła. Pojawiły się za to tablice upamiętniające bohaterów z innej bajki, w tym Feliksa Dzierżyńskiego, który także otarł się o Zagłębie Dąbrowskie.
Na kilka dziesięcioleci zapomniano o Arciszewskim, który działał w Sosnowcu jeszcze pod koniec XIX wieku - najpierw jako robotnik w fabryce kotłów Fitznera i Gampera, potem w Hucie Katarzyna, a zapisał się organizacją pierwszej w Zagłębiu manifestacji pierwszomajowej w 1898 roku. Nic dziwnego, że w 1919 roku wybrano go na posła do Sejmu Ustawodawczego. Jednak komunistyczni historycy unikali Arciszewskiego może bardziej niż Piłsudskiego, skoro pozostał w Londynie, kierując polskim rządem po Mikołajczyku i prezesując socjalistom na emigracji.
W monografii Sosnowca wydanej w 1977 roku (pod redakcją Henryka Rechowicza) nie znajdziemy nawet jednego zdania o tych jakże wielu młodych ludziach, którzy w 1914 roku lub później wstąpili do Legionów Piłsudskiego, prawie nic o działalności POW, która w listopadzie 1918 roku wyszła z podziemia, by rozbroić austriackich i niemieckich okupantów i stworzyć w Zagłębiu pierwsze zręby odradzającej się Rzeczypospolitej. Wcześniej powstawały w Sosnowcu, Będzinie, Dąbrowie Górniczej i Ząbkowicach tajne grupy strzeleckie i drużyniackie. W pierwszej kompanii kadrowej, którą Piłsudski 6 sierpnia 1914 roku wyprawiał na wojnę z krakowskich Oleandrów, znalazło się dziesięciu Zagłębiaków.
Zagłębie Dąbrowskie było i jest przez historiografię polską niedocenione
Tamte karty z dziejów Zagłębia Dąbrowskiego były kompletnie przemilczane, żeby nie kontrastowały z epizodami Czerwonej Gwardii i Rad Delegatów Robotniczych (1918-1919), nie mówiąc o epizodach KPP i PPR, które eksponowano ponad miarę.
Ale dzisiaj jest inaczej. Muzeum sosnowieckie, które założono niegdyś jako muzeum rewolucyjnej (czytaj: komunistycznej) tradycji miasta, dzisiaj zaprasza na wystawy i wykłady o Legionach Piłsudskiego. Nie ma co przeczyć, że Zagłębie było twierdzą ruchu rewolucyjnego, lecz nie tyle komunistycznego, ile pepeesowskiego, chociaż komunistów nie brakowało. Jednak chodzi o proporcje. W dziele niepodległościowym z tradycji socjalistycznej Zagłębie Dąbrowskie było i jest przez historiografię polską niedocenione. Dzisiejsze Zagłębie może z tej tradycji skorzystać (zwłaszcza teraz przy stuleciu wielkiej wojny) i chętniej korzysta, chociaż ciekawej literatury historycznej mu brakuje.
Wybory do Sejmu Rzeczypospolitej i rad miejskich wygrywali przeważnie socjaliści z PPS, z wyjątkiem wyborów sejmowych 1928 roku, gdy najwięcej głosów zebrała faktycznie lista komunistyczna Bloku Jedności Robotniczo-Chłopskiej. To PPS miała w Zagłębiu największe wpływy, co karykaturalnie przekazał Juliusz Kaden-Bandrowski w przedwojennej powieści „Czarne skrzydła”. To PPS rządziła przez kilka lat w Sosnowcu (1925-1929), a prezydentował w mieście Aleksy Bień, przewodniczący Okręgowego Komitetu Rewolucyjnego PPS w Zagłębiu Dąbrowskim przez wszystkie lata międzywojnia. Za jego prezydentury bibliotece w Sosnowcu nadano imię zmarłego pisarza - legionisty Gustawa Daniłowskiego (w 1927 roku). Do patrona biblioteka powróciła po upadku komunizmu.
Paradoksy i korzenie
Gdy hagiografia kreowała najważniejszego komunistę z Zagłębia Aleksandra Zawadzkiego na świętego, pomijała najczęściej informację, że przyszły działacz KPP i PZPR uczestniczył w wojnie polsko-sowieckiej 1920 roku. Przeczytałem w biografii Zawadzkiego pióra Rechowicza, że młody Zawadzki wstąpił wprawdzie w grudniu 1918 roku ochotniczo do 11. Pułku Piechoty tworzonego w Dąbrowie Górniczej, a potem ruszył na odsiecz Lwowa, ale to podobno ze wstydu, że uczestniczył w rozbrajaniu Gwardii Czerwonej
Natomiast akcją likwidacji Czerwonej Gwardii w Zagłębiu kierował późniejszy premier sanacyjny Felicjan Sławoj-Składkowski (przedtem ginekolog w Sosnowcu i Czeladzi). Po latach, powiedzmy w przerwie Biura Politycznego KC PZPR w Warszawie, sekretarz Gomułka mógłby mieć do towarzysza Zawadzkiego pretensję, że niegdyś wraz ze Sławojem-Składkowskim walczył z komuną w Zagłębiu.
Paradoksy losów zagłębiowskich mogą być dzisiaj tworzywem ciekawszej historii Zagłębia z jej skomplikowaniem i pepeesowską głównie tradycją. Dzisiaj tamte paradoksy łatwiej dochodzą do głosu.
Do tradycji Zagłębia powracają akcenty żydowskie, które wydają się znowu oczywiste, ale po 1968 roku zupełnie zniknęły. Powracają choćby dzięki Fundacji Brama Cukermana w Będzinie, mieście niegdyś tak silnie żydowskim. Nowe Zagłębie sięga chętniej do wielokulturowej przeszłości, zaznaczonej także obecnością niewielkiej społeczności niemieckiej (z niej wywodzili się jednak fabrykanci, po których pozostały sosnowieckie pałace).
Zagłębie szuka korzeni, a może lepiej powiedzieć: korzeńca
Znaczącym zapisem historii nie tylko Sosnowca, lecz w ogóle Zagłębia, jest sosnowiecki cmentarz przy ul. Smutnej, gdzie sąsiadują cztery cmentarze: katolicki, ewangelicki, żydowski i prawosławny, poświadczające o wielonarodowej i wielowyznaniowej przeszłości miasta. Założono je w ostatnich latach XIX wieku, zanim miasto otrzymało prawa miejskie w 1902 roku. Dzisiaj można w nich widzieć znak lokalnej tożsamości.
Jeśli powieści Zbigniewa Białasa z „Korzeńcem” na czele najmocniej kształtują na nowo sosnowieckie (i zagłębiowskie) poczucie tożsamości, to także dlatego, że sięgnęły do miasta sprzed stulecia. Dawno nie było literatury nawiązującej z takim powodzeniem do mitologii Zagłębia, a ściślej Sosnowca.
Przypomnijmy, że „Korzeniec” rozgrywa się w Sosnowcu jeszcze pod zaborem rosyjskim, ale pogranicznym i odczuwającym pomruki nadchodzącej wojny. W drugiej powieści „Puder i pył” (wydanej w 2013 roku) akcja toczy się od jesieni 1918 do jesieni 1919 roku, gdy nadeszła Polska, w czym udział mieli ludzie socjalistycznej konspiracji z Zagłębia. Do grona bohaterów włączył Białas porucznika Eugeniusza Dąmbskiego, który zostanie mężem aktorki Poli Negri podróżującej przez Sosnowiec w 1919 roku do Berlina. Ale także fińską bonę niemieckich przemysłowców i innych aktorów pogranicza. A w tle przewija się Trójkąt Trzech Cesarzy, miejsce symboliczne.
Powieści Białasa są po prostu syntezą, kwintesencją motywów sosnowieckich sprzed stulecia. Najlepszą literacką manifestacją jego tożsamości i najwyrazistszym znakiem, że Zagłębie szuka korzeni, a może lepiej powiedzieć: korzeńca (nawiązując do powieści). Dzięki talentowi autora kształtują na nowo jego legendę. Ciekawiej niż dawniejsza „Legenda Zagłębia” Pierzchały i stalowy obelisk z Sielca, chociaż samego obelisku szkoda.