Wlasnie to mnie wkurza w multipleksach. Ludzie nie moga chwile usiedziec, skupic sie na filmie. A jeszcze bardiej wkurza jak latwo u nas przyjmuja sie najgorsze zachodnie wzorce. I tu bedzie przewaga Kadru na przyszlym Heliosem. Tylko Kadr chyba bedzie musial skupic sie na bardziej ambitnym kinie bo tak to chyba trudno konkurowac

W multikinie fajnie jest: można jeść, brudzić
Iwona Sobczyk
2008-01-06, ostatnia aktualizacja 2008-01-07 10:07
Chciałam wywołać skandal, denerwować ludzi siorbiąc napój przez rurkę i chrupiąc przekąski. Chciałam sprawdzić, czy kinomanom przeszkadza jedzenie podczas seansu.
Większości widzów nie przeszkadza jedzenie w czasie seansu. Sami chętnie sięgają po popcorn
- Może nachos? To ludzie kupują najczęściej - radzi sprzedawczyni w bufecie multipleksu. Chwilę się waham przy zestawie z dołączoną zabawką do robienia mydlanych baniek, bo tym też pewnie na sali kinowej można ludziom zatruć życie, ale w końcu wybieram klasykę - wielki kubeł prażonej kukurydzy, największy możliwy napój, a do tego bilet na horror. Ten ostatni kosztuje mniej niż prowiant. Nic dziwnego - na biletach multipleksy robią mniej niż połowę swojego zysku.
Do sali ruszam śladem rozsypanego popcornu za mężczyzną zaopatrzonym w identyczny jak mój zestaw. - To dla dziecka - tłumaczy, zajadając ciepłą jeszcze kukurydzę. Po 15 minutach seansu już wiem, że kinoman siedzący po prawej stronie przejścia chrupie głośniej niż ja i w ogóle lepiej radzi sobie z opróżnianiem kartonowego pojemnika, a intensywny zapach popcornu płynący od strony mojego fotela przegrywa z jedynym w swoim rodzaju bekonowo-cebulowym aromatem nachos faceta po lewej.
Jako naukowiec się nie sprawdzam, ale przynajmniej film jest dobry. Po seansie zaczepiam wielbiciela popcornu z prawej strony. - Umówiłem się ze znajomymi i przyszedłem prosto z pracy. Ta kukurydza to taki mój obiad. Skoro jestem głodny, a tu można sobie coś kupić, to przecież nie będę się zastanawiał, czy to może komuś przeszkadzać. Więc siedzę sobie i jem, prawie jak w domu przed telewizorem, tylko lepiej. A zresztą wszyscy coś tu jedzą - pan Roman rozgląda się po wyludniającej się sali. Faktycznie, większość osób dzierży puste opakowania. Widzę jedną starszą nieco parę z pustymi rękami. - Nas, proszę pani, nie stać - mówi kobieta.
Na podłodze sali leżą szczątki kinowej uczty. - Sprzątamy po każdym seansie. Na tym to polega, że u nas widzowi ma być miło, jeszcze zanim zacznie się film, zaraz po tym, jak przekroczy próg kina. Może sobie kupić coś do jedzenia, picia, usiąść w wygodnym fotelu ustawionym na miękkiej wykładzinie. A jeśli coś mu na tę wykładzinę upadnie, to nie musi się martwić o sprzątanie tak jak w domu, bo tutaj wszystkim zajmie się obsługa - Aleksandra Opieła z Cinema City tłumaczy filozofię współczesnego kinowego hedonizmu.
W większości kin studyjnych widz nie znajdzie ani okruszka popcornu. Na pytanie, czy będę mogła coś przekąsić, kasjerka w katowickim Światowidzie uśmiecha się i pokazuje mi wierszyk na karcie stałego klienta: "Każde z kin olbrzymich niech się przy nas schowa, tu nie miejsce na popcorn i głośne siorbanie, tu jedyną strawą jest strawa duchowa, bo prawdziwa sztuka - u nas na ekranie". - To nasze motto - mówi.
W gliwickim Amoku jest tylko automat z kawą i czekoladą. - Sami widzowie nas proszą, żeby nie sprzedawać tu popcornu. Nie mam nic przeciwko jedzeniu w kinie, jeśli tylko nie przeszkadza to innym. To nie jest kwestia snobizmu ani żadnego skansenu, tylko zwyczajnej kultury i szacunku dla drugiego człowieka - mówi kierująca kinem Urszula Biel.
Profesor Andrzej Gwóźdź, filmoznawca z Uniwersytetu Śląskiego, też nie jest zwolennikiem multipleksowego odbioru filmów. - Przeżuwamy popcorn, przeżuwamy obrazy, a potem z mlaśnięciem wychodzimy z kina. Ja jestem z tego pokolenia, które popcornizacja ominęła i zapach popcornu przyprawia mnie o mdłości. Staram się chodzić do normalnych kin, bo w multipleksach jest mi zwyczajnie przykro, jak widzę, że kino stało się przystankiem w drodze z i na zakupy. No, ale tak jest na całym świecie, co zrobić? - profesor się zasmuca. Próbuje jednak ten fenomen wytłumaczyć. Przypomina, że kino nie zawsze było przybytkiem sztuki. Kiedyś w kinie się jadło, komentowało, a prosto z niego ruszało do gabinetu osobliwości. - Może więc wracamy do najwcześniejszych tradycji kina? A zresztą, wie pani, nie do każdego filmu smakuje. Może to jest tak, że ruch szczęki musi być zsynchronizowany z dynamiką obrazu i przy takich szybko montowanych filmach jakoś ta szczęka tak się uaktywnia? Bo jednak jedzenia do Kieślowskiego to sobie nie wyobrażam - dodaje profesor.