CYTAT
W Dąbrowie szukają imienia, na którym można zarobić
Drugi co do wielkości, po Spodku, obiekt sportowy w naszym województwie - Hala Sportowo-Widowiskowa w Dąbrowie Górniczej - nie chce być już bezimienna. Ale nazwy użyczy jej tylko ten, kto ma wypchany portfel.
Chluba Dąbrowy Górniczej z parku Hallera właśnie obchodzi szóste urodziny. Władze miasta uznały, że najwyższy czas na nadanie budynkowi dobrze brzmiącej nazwy. Najlepiej takiej, na której by się dało zarobić. - Jeszcze nie mamy dokładnych wytycznych co do klienta, ale na pewno będzie nim jakaś spora firma lub przedsiębiorstwo - mówi Henryk Mańka, zastępca dyrektora Centrum Sportu i Rekreacji w Dąbrowie Górniczej. Urzędnicy mają nadzieję na sponsora, który corocznie będzie wpłacać na halę około miliona złotych. W zamian może nadać hali własną nazwę. Zyska sławę i prestiż, bo hala jest jednym z najnowocześniejszych takich obiektów w naszym regionie, odbywające się tu imprezy sportowe (głównie mecze siatkówki) przyciągają tysiące widzów. - Sami też będziemy mieli z tego spore korzyści, bo pieniądze przeznaczymy np. na organizowane przez nas imprezy - mówi Marcin Bazylak z dąbrowskiego magistratu.
Urzędnicy poprosili o pomoc w znalezieniu sponsora agencję marketingową ze stolicy. Wojciech Majeran, jej dyrektor, zapewnia, że poszuka go nawet za granicą. - Mamy już doświadczenie w takich kampaniach, dlatego myślę, że sponsor znajdzie się dość szybko - zapewnia Majeran. Wyjaśnia, że wpływ na decyzję - oprócz grubości portfela przyszłego sponsora - będzie mieć też nazwa firmy. - Musi być ładna i przyjemnie kojarzyć się mieszkańcom. Żarówki Osram i kiełbaski Berlinki raczej odpadają - zapowiada Majeran.
Pomysł szukania tzw. sponsora tytularnego od lat znany jest na całym świecie. W Polsce jest już kilka obiektów, które skorzystały z takiej możliwości. Kilka miesięcy temu łódzka hala sportowa Arena podpisała umowę sponsoringu z firmą Atlas. - Pomysł sprawdza się całkiem nieźle. Co kwartał dostajemy zastrzyk pieniężny, a Atlas reklamuje się m.in. na każdym naszym plakacie - mówi Dariusz Gałązka, prezes obiektu.
Rafał Czechowski, specjalista ds. public relations, ostrzega jednak przed zbyt częstą zmianą nazwy. - Takie umowy podpisuje się zwykle na rok czy dwa, a to może mieszać w głowach mieszkańcom czy gościom hali. Najlepiej byłoby, żeby nazwa miała stały charakter. Inaczej jej potencjalny dawca może stracić twarz. Ludzie będą się zastanawiać, co się z nim dzieje, skoro szukają następnego - podkreśla Czechowski.
Źródło: Gazeta Wyborcza Katowice