CYTAT
Czy drugie w sezonie zwycięstwo nad mistrzyniami Polski oznacza, że Dąbrowa Górnicza ma patent na Muszynę? - Jest światełko na przyszłość - można pokonywać te najlepsze zespoły w lidze jeśli gra się zespołowo - skromnie ocenia dokonania swoje i koleżanek Marta Haładyn.
Reprezentacja.net:
Wyglądałaś na bardzo pewną, a grałaś bądź co bądź przeciwko mistrzyniom Polski. Nie drżała Ci ręka?
Marta Haładyn - rozgrywająca Dąbrowy Górniczej:
- To w takim razie było bardzo złudne wrażenie, bo adrenalina była ogromna. Każda akcja z naszej strony okupiona była ciężką walką. Nie ustrzegłyśmy się niestety w niektórych momentach błędów, ale cała gra dobrze się nam układała. Cieszę się, że pokazyłyśmy zespołowo charakter, bo nie było dziewczyny, która by nie uczestniczyła w tym meczu, każda dała z siebie wszystko i to procentuje. W tym także jest światełko na przyszłość - można pokonywać te najlepsze zespoły w lidze jeśli gra się zespołowo.
Wczoraj po każdej zwycięskiej akcji mobilizowałyście się nawzajem, cieszyłyście bardzo wyraźnie - nastawienie psychiczne było kluczem do zwycięstwa?
- Myślę, że zdecydowanie tak! Z meczu na mecz tworzymy coraz lepszy kolektyw, docieramy się, wspieramy się coraz bardziej na boisku. To przyniosło efekty. Każda dołożyła swoją cegiełkę do tego zwycięstwa. W końcu nasz plan wypalił, taktyka przyniosła efekty (śmiech). W siatkówce przecież chodzi o to, żeby grać zespołowo. Pojedynczo niestety nic nie znaczymy, w grupie - już tak (śmiech).
W końcówce czwartego seta prowadziłyście wyraźnie 22:18 i... nagle zrobiło się 23:23. Co się stało?
- Niestety chyba trochę zabrakło nam szczęścia. Dwa razy piłka poszła do Kasi Gajgał, która z takich sytuacji w zasadzie nigdy się nie myli, a tutaj chyba po prostu chciała za bardzo. Czasem tak bywa, że jak bardzo czegoś chcemy, to właśnie nie wychodzi, ale nic się na szczęście nie stało, a Kasia skończyła inne ważne piłki. Teoretycznie mogłyśmy już tego seta odpuścić, bo było przecież już 24:23 dla Muszyny, więc teoretycznie po meczu. Stres podziałał jednak mobilizująco (śmiech). Cieszymy się, że udało nam się jednak podnieść. Żadna z nas nie "pękła" w tej końcówce, choć mogłyśmy spuścić, głowy, odpuścić i przegrać 1:3. A jednak powalczyłyśmy do końca i to jest najważniejsze.
Ewelina Sieczka była Twoim pewniakiem na lewym skrzydle?
- Przyznaję, że w pewnym momencie się złapałam na tym, że co druga piłka idzie na lewe skrzydło, ale miałam przeświadczenie, że tam dziewczyny skończą. Atakowały wysoko, po palcach i wręcz same dopraszały się o te wystawy (śmiech). Żal byłoby tego nie wykorzystać. Zresztą nie tylko dotyczy to Sieki, ale także Asi Szczurek, Kasi Walawender... Skrzydła naprawdę dobrze funkcjonowały. Ale pogratulować i docenić trzeba także postawę naszej libero, Krysi Strasz, bo bez niej byłoby dziś cienko. Zachowała zimną krew w najtrudniejszych momentach i podbijała nieraz piłki jakby za nas. Szczególnie w konfrontacji z Mariolą Zenik to wyróżnienie MVP dla niej cieszy.
Trochę Was ten mecz podbudował przed walką z Asystelem? Stać Was na zwycięstwo z Włoszkami?
- Asystel to będzie na pewno bardzo wysoka półka. Czy uda się osiągnąć jakiś lepszy wynik...? Ciężko powiedzieć, ale będziemy walczyć. Mam nadzieję, że ta walka przełoży się najpierw może na ugranie seta, później może dwóch... Do tego spotkania też będzie trzeba podejść z chłodną głową i mam nadzieję, że jakoś się to poukłada.
CYTAT
Dąbrowianki po raz drugi w tym sezonie pokonały zespół z Muszyny. - Nie mamy jakiegoś specjalnego patentu. Po prostu trzeba dobrze grać i wierzyć w zwycięstwo od początku do końca - podkreśliła przyjmująca MKS-u Ewelina Sieczka.
Ewelina Sieczka wykazała się w meczu z Muszyną ogromną siłą charakteru. Nie przestraszyła się wysokiego bloku rywalek, ani przez chwilę nie drżała jej ręka w ataku. Zagrała jak przysłowiowa „stara wyga”. Jak sama powiedziała, nie miała innego wyjścia. – Musiałam się poprawić w jakimś elemencie. W przyjęciu dziewczyny z Muszyny mnie trochę pogoniły, chciałam więc pomóc zespołowi chociaż w ataku. Cieszę się, że udawało mi się przebijać przez ten wysoki blok dziewczyn. Myślę, że nie drżała mi ręka, bo od początku do końca wierzyłyśmy w zwycięstwo. Mimo iż drugi i trzeci set nie przebiegały pod nasze dyktando, wiedziałyśmy, że stać nas na wygraną. Wydaje mi się, że dzięki temu po naszej stronie nie było jakiejś paniki. Po prostu ładowałyśmy „ile Bóg dał”. Cieszymy się bardzo, że nam to wczoraj wyszło – uśmiechała się młoda przyjmująca z Dąbrowy Górniczej.
Trochę gorzej Sieczka radziła sobie w przyjęciu zagrywki. Muszynianki ostrzeliwały ją niemiłosiernie. Przyjmowała zagrywkę 32 razy, notując skuteczność 44% przyjęcia poprawnego i 31% perfekcyjnego. Taka taktyka serwisowa mistrzyń Polski nie była dla niej zaskoczeniem. – Przed każdym meczem trener mówi mi, że muszę się przygotować w przyjęciu, bo każdy zespół będzie mnie ostrzeliwał zagrywką. Wszyscy we mnie zawsze „ładują” – śmiała się zawodniczka i dodała: - Cieszę się, bo przynajmniej mogę się uczyć. Szkoda tylko, że nie jestem jakaś bardzo dobra i skuteczna w tym elemencie. Myślę, że przy takiej ilości zagrywek od przeciwniczek, to tylko procentuje i będzie z korzyścią w każdym kolejnym meczu – podkreśliła Ewelina.
W drugim i trzecim secie trener Kawka widząc bezradność swojej przyjmującej dawał jej chwilę wytchnienia na ławce, po czym Ewelina wracała z nową siłą i świeższą głową na boisko. Samej zawodniczce jednak niezbyt podobał się taki obrót spraw. – Na pewno towarzyszyła temu jakaś lekka złość, bo wiadomo, że każdy chce grać i pokazywać się jak najlepiej. Za każdym razem kiedy schodziłam na ławkę, dostawałam możliwość powrotu na boisko i odbudowania się. Wchodziłam na boisko i chciałam udowodnić, że potrafię grać lepiej. Myślę, że to gdzieś procentowało na moją korzyść. W czasie pobytu na ławce wyzwalała się we mnie złość i po powrocie bardziej pomagałam zespołowi – opisała sytuację siatkarka z Zagłębia.
Dąbrowianka nie jest w stanie jednoznacznie określić, co stało się z jej drużyną i przewagą punktową w końcówce czwartego seta. Z 22:18 w mgnieniu oka zrobiło się po 23 i o zwycięstwie musiała decydować gra na przewagi. – Ciężko odpowiedzieć na takie pytanie. Po prostu popełniłyśmy tam kilka prostych i niewymuszonych błędów, mając piłki dobrze przyjęte i rozegrane. Na pewno nie przestraszyłyśmy się, że możemy wygrać. Bardzo chciałyśmy i myślę, że to było widać w tym meczu. Pojedyncze pomyłki zadecydowały o tym, że czwarty set był bardzo emocjonujący – zaznaczyła Sieczka.
W całym meczu było widać ogromną determinację zespołu z Dąbrowy. Dało się odczuć ogromną ich radość z siatkówki. Cieszyły się po każdej akcji, mobilizowały wzajemnie. Takie podejście dało im argumenty do zwycięstwa nad faworyzowanym rywalem. – W drugim i trzecim secie, gdy Muszyna nas po prostu „lała”, wkradło się jakieś zwątpienie i gdzieś tam pojawiły się w pewnym momencie spuszczone głowy. Później gdy w czwartym secie nasza gra zaskoczyła, wiedziałam, że w tie breaku będzie super. Widziałam po minach dziewczyn i po swojej reakcji, że inaczej ten mecz nie może się zakończyć jak naszym zwycięstwem – mówiła.
To już drugie w tym sezonie zwycięstwo Dąbrowy Górniczej nad Bankiem BPS Muszynianka Fakro. Na własnym terenie wygrały w trzech setach, wczoraj wyszarpały dwa punkty. Ewelina nie czuje jednak, by miały jakiś specjalny patent na podopieczne Bogdana Serwińskiego. – Muszyna to bardzo utytułowany zespół. Cieszę się, że akurat nam udało się z nimi jakoś dwa razy wygrać. Mam nadzieję, że to za sprawą naszej dobrej gry. Nie mamy jakiegoś specjalnego patentu. Po prostu trzeba dobrze grać i wierzyć w zwycięstwo od początku do końca – zdradziła siatkarka.
Potyczka z Muszyną była ostatnim sprawdzianem dla dąbrowianek przed starciem w Lidze Mistrzyń z Asystelem Novara. – Dwa tygodnie, które miałyśmy bardzo dobrze przepracowałyśmy. Nieźle prezentowałyśmy się na treningach. Mam nadzieję, że uda nam się to podtrzymać jeszcze do meczu z Włoszkami. Liczę, że będzie walka, a wygra najlepszy – zakończyła Ewelina Sieczka.
EDIT:
I jeszcze kilka zdjęć z wczorajszego spotkania
http://www.mksmuszynianka.com/pl/32976/1,0/dabrowa0502.html