IPB

Witaj Gościu ( Zaloguj | Rejestruj )

 
Reply to this topicStart new topic
> Pijaństwo i mordowanie - czyli zostań myśliwym?, Ciekawe jak wypada koło łowieckie dąbrowa
.tomy
post sob, 16 lip 2011 - 09:47
Post #1


UZYTKOWNIK
**

Grupa: Użytkownik
Postów: 70
Dołączył: sob, 16 paź 10
Nr użytkownika: 4,166
Płeć: Mężczyzna



Witam.

Czy macie zdanie na ten temat?

ŁOWIECTWO - POMAZANI FARBĄ

Dawid i Filip Barche

Polski Związek Łowiecki działa w majestacie prawa. Jego członkami w większości są ludzie dobrze wykształceni, zajmujący wysokie stanowiska. Twierdzą, że pomagają mieszkańcom lasu w zachowaniu równowagi. Mówią, że strzelają tylko do sztuk najsłabszych, starych i chorych. Twierdzą, że kierują się etyką i regulaminami łowieckimi, że wszystkie ich poczynania mają na celu dobro zwierząt.

Wszystko to nie jest jednak prawdą. Naprawdę członkowie PZŁ są ludźmi, którzy dla własnej przyjemności i zabawy potrafią zabijać, ranić i kaleczyć zwierzęta. Zabijane są zwierzęta, które prędzej myśliwi wyhodowali w swoich stacjach hodowlanych.

Zwierzęta z nich wypuszczone są bardziej ufne w stosunku do człowieka niż zwierzęta dzikie. Dlatego też łatwiej dają się upolować. Często zwierzę pada od strzału myśliwego, który uczestniczył w jego hodowli. Zwierzę podchodzi bo ufa, a myśliwy wyciąga broń i strzela z zimną krwią. Niestety dla myśliwych konanie zwierzęcia, zadawanie mu bólu, jest czymś zwyczajnym.

Dlatego nigdy nie należy wierzyć myśliwym gdy mówią: "pomagamy zwierzętom dokarmiamy je, hodujemy, pilnujemy lasu przed kłusownikami, pomagamy naturze w dojściu do równowagi". W słowach tych jedynie to jest prawdą, że myśliwi karmią zwierzęta, lecz nie po to by im pomóc, lecz by zdobyć ich zaufanie i je zabić. Myśliwi i kłusownicy chcą tylko jednego, a mianowicie zabić zwierzę by mieć jego mięso i futro.

Myśliwi mówią także, że strzelają do niektórych zwierząt, aby zachować między nimi równowagę. Jednak nie dodają już tego, że przez polowania tzw. odstrzały selekcyjne w bardzo dużym stopniu przyczyniają się do spadku populacji niektórych gatunków np. na wymieranie rysia wpłynęło głównie wyniszczenie lasów i polowania. Ważnym czynnikiem ograniczającym populację tego drapieżnika jest też duże pozyskiwanie przez myśliwych zwierzyny płowej oraz silny spadek w latach 80-tych krajowej populacji zajęcy.

Myśliwi często zabijają rysie tłumacząc, iż są to "pomyłkowe przypadki". Pomyłki te zachodzą ponieważ myśliwi zajmują się także redukcją kotów domowych i "zdarza" im się pomylić kota z rysiem. Niezwykle zastanawiające jest to jak tacy znawcy zwierząt i ich rzekomi miłośnicy mogą pomylić tak rożne zwierzęta. A może w rozróżnieniu tym przeszkadza im alkohol, obficie spożywany na polowaniach. Znane są przypadki postrzelenia jednego myśliwego przez drugiego. Gratulować należy im tradycji łowieckiej, ograniczającej się do pijaństwa i mordowania. Wszystkie te działania pozostają bezkarne, gdyż polujący cieszą się zwykle wysoką pozycją społeczną oraz licznymi znajomościami i dużymi pieniędzmi.

Myśliwi mają także poparcie wśród kleru. Księża także są myśliwymi. Niedawno w województwie włocławskim ksiądz, dla rozrywki wybrał się wraz z szefem koła łowieckiego na polowanie. Efektem tego polowania był postrzelony rolnik (musiał przejść dwie operacje), oraz zastrzelony pies. Kiedy policja zjawiła się u księdza w domu z alkomatem ten stwierdził, że po powrocie z polowania wypił jedno piwo. Gratulujemy wspaniałej postawy i właściwego przykładu dla parafian. Niestety księża przyczyniają się także do uspokojenia sumienia myśliwych, poprzez, święcenie łupu i odprawianie mszy przed polowaniem. Naprawdę sytuacja taka "wola o pomstę do nieba". Jak można pozwalać pod pozorami jakiegoś rytuału na takie okrucieństwo?

Ohar - występuje bardzo rzadko. Szacunkowo żyje 30-50 par głównie w regionie Zatoki Gdańskiej i rezerwacie Słońsk. Niestety ohar mimo tak małego stanu populacji jest u nas gatunkiem łownym, ponieważ mieści się w zbiorowym określeniu "dzikie kaczki", przyjętym w prawie łowieckim. Do polowań wykorzystuje się zwierzęta SPECJALNIE TRESOWANE pod tym kątem np. psy, sokoły.

Sokoły - ułożenie sokoła następuje poprzez dręczenie głodem, unieruchomienie, ustawiczne poszturchiwanie. Doprowadza to sokoła do obłędu. Jego instynkt myśliwski w nim pozostaje, gdyż ptak dopada zdobyczy, jednak wtedy zamiast ulecieć z nią dokąd chce, wraca do swojego tresera i swojego wiezienia. Ptak doprowadzany jest do zaburzeń psychicznych.

O polowaniach myśliwi mówią, że jest to wspaniały sport z tradycjami. Może dla morderców-myśliwych jest to sport, ale nie dla zwierząt które giną od kul, są ranione, straszone, itp. Poniżej klika rodzajów polowań przybliżających tragedię bezbronnych zwierząt.

Polowanie z norowcami - norowce to psy (jamniki, teriery), które wypuszcza się do nor lisów, borsuków, jenotów. Psy te atakują zwierzę w norze i zmuszają je do wyskoczenia na powierzchnie. Tam czeka jeden lub kilku myśliwych z gotowymi do strzału strzelbami, by ubić uciekające z nory zwierzę. Gdy układ nor jest bardzo rozległy, albo tez zwierzę mocno się stawia i nie chce opuścić nory, wtedy w akcji mogą być dwa psy jednocześnie. Polowanie to jest szczególnie wydajne w czasie cieczki lisów, kiedy zwierzęta te szczególnie często przebywają w norach. Powstaje jednak pytanie, jak można polować na ciężarne zwierzęta, i jak się maja do tego zapewnienia myśliwych o tym, że pomagają oni zwierzętom.

Polowanie z fladrami - jest to pewna odmiana pedzeń stosowana przy polowaniu na wilki i lisy. Po tropieniu wilków na śniegu, otacza się miejsca ich zalegania sznurem, na którym w bliskich odstępach przymocowane są czerwone chorągiewki długości ok. 40 cm. Fladry zawiesza się na niewielkiej wysokości na krzewach i drzewach. Myśliwych cicho ustawia się na przesmykach i zdejmuje fladry w pobliżu tych stanowisk. Teraz dwóch - trzech naganiaczy wchodzi w miot i rusza wilki. Te, bojąc się powiewających czerwonych szmatek, nie przechodzą przez fladry i próbują wyjść z opresji w miejscach nieofladrowanych i tam pojawiają się w zasięgu strzału.

Polowanie na cietrzewie - świtem koguty przylatują na tokowisko i odprawiają swój fascynujący ceremoniał tokowy. Wtedy łatwo jest dojść do skutecznego strzału.

Podjazd - myśliwy i towarzyszący jej woźnica objeżdżają powozem atrakcyjne miejsca w łowisku. Gdy zobaczą zwierzynę, woźnica stara się podjechać pod nią na odległość strzału, po czym myśliwy, bez trzymania wozu, zeskakuje z niego w odpowiednio osłoniętym miejscu. Zwierzyna skupia uwagę na odjeżdżającym pojeździe, co pozwala myśliwemu przygotować się do strzału.

Polowanie na wab - poprzez zwabienie na strzał zwierzyny naśladowaniem głosu tego samego lub innego gatunku np. byka-jelenia w czasie rykowiska naśladowaniem głosu rywala, lisa - naśladowaniem pisku myszy.

Opis tych rodzajów polowań, ukazuje jakimi podłymi, pozbawionymi skrupułów mordercami są myśliwi. Wyobraźmy sobie przerażonego lisa, który musi uciekać ze swojej nory, ponieważ psy myśliwskie atakują go w jego własnej norze. Przerażony lis wyskakuje z nory i ginie od kul myśliwych.

Jaką podłością wykazują się myśliwi w stosunku do wilków i innych zwierząt. Myśliwy kłamie mówiąc, że jest przyjacielem przyrody i zwierząt, jest on perfidnym, bez skrupułów sadystą, którego chroni nasze nieudolne prawo. Zabicie zwierzęcia jest przez polskie sądy uznawane za czyn "o małej szkodliwości społecznej", a powinno być inaczej.

Myśliwy to morderca, który morduje z wielka przyjemnością i sadyzmem. Np.:

Głuszenie - dobijanie silnym uderzeniem dłoni miedzy karkiem a uszami (zająca) lub kijem w nos (lisa).

Piórkowanie - wbijanie stoiny sztywnego pióra w rdzeń kręgosłupa tuż za głową postrzelonego ptaka.

Zbarczenie - postrzelenie w skrzydło pozbawiające ptaka możliwości latania. Zob. też sfarbować zwierzę, strzał do trupa, itp.

Myśliwi cieszą się, gdy w ich kręgi przybywają nowi tacy jak oni ludzie bez serca. Gdy w ich szeregi wstępuje nowy członek odbywa się tzw. pomazanie farbą - czyli pomazanie czoła początkującego myśliwego krwią pierwszej ubitej przez niego sztuki danego gatunku.

Do ceremoniału łowieckiego należy też złom polegający na wręczeniu myśliwemu ułamanej gałązki świerka lub sosny, umoczonej w farbie (krwi) ubitego przez niego grubego zwierza. Bardzo ważne dla myśliwych jest trofeum oraz futro.

Książki łowieckie zachęcają do polowań na coraz to inne gatunki zwierząt np. W "Podstawach łowiectwa" na s. 159 czytamy: "w większości łowisk polskich drapieżniki są zbyt mało użytkowane. Znaczna część myśliwych nie docenia dostatecznie polowań na tę zwierzynę wymagających zresztą szczególnych umiejętności, ale i ostatecznych trofeów w postaci futerek".

Aby ułatwić sobie polowanie myśliwi budują ambony. Zwierzynie wtedy trudniej zwietrzyć myśliwego, a ten może łatwiej obserwować zwierzę i do niego strzelać.

Myśliwi traktują zwierzę jak rzecz, podobnie zresztą jak nasze nieudolne prawo.

LITERATURA:
K. Biały, Podstawy łowiectwa, Wydawnictwo Łowiec Polski, Warszawa 1994
Z. Jóźwiak, K. Biały, Słownik podstawowych terminów łowieckich i ekologicznych, Wydawnictwo Łowiec Polski, Warszawa 1994
Polska Czerwona Księga Zwierząt, Państwowe Wydawnictwa Rolnicze i Leśne, Warszawa 1992
Kwartalnik "Gaja", Bielsko-Biała 1995 nr 10


Z poważaniem
Tomasz N.
Go to the top of the page
 
+Quote Post
Arbas
post nie, 17 lip 2011 - 00:23
Post #2


UZYTKOWNIK
******

Grupa: Użytkownik
Postów: 1,023
Dołączył: czw, 16 lis 06
Nr użytkownika: 307



To wszystko prawda, co Tomek napisał.
Bardzo smutna prawda.
Łowiectwo to zabijanie w nierównej walce dla rozrywki.
Go to the top of the page
 
+Quote Post
.tomy
post pon, 18 lip 2011 - 14:02
Post #3


UZYTKOWNIK
**

Grupa: Użytkownik
Postów: 70
Dołączył: sob, 16 paź 10
Nr użytkownika: 4,166
Płeć: Mężczyzna



Witam.

Na końcu sprawdzimy co na naszym podwórku słychać.

Egzekucja przy księżycu

Rozmowa z Zenonem Kruczyńskim, dawniej myśliwym, dziś ekologiem, autorem książki 'Farba znaczy krew'.

Joanna Podgórska: – Ojciec przez pomyłkę zastrzelił syna na polowaniu, bo pomylił go z dzikiem, pijany myśliwy ostrzelał ciągnik – to wypadki z ostatnich dni. Często się zdarza, że myśliwi trafiają nie w to, co zamierzali?

Zenon Kruczyński: – Około 40 osób rocznie ginie w Polsce z cywilnej broni. Wiele jest rannych, i to ciężko, bo od broni myśliwskiej rany są ciężkie. Myśliwi to jedyna grupa w Polsce, a jest to uzbrojona stutysięczna armia, która ma prawo do strzelania w otwartym krajobrazie. Kule i śrut gwiżdżą wszędzie. To jest wiele milionów strzałów rocznie. Setki ton ołowiu wywalonych w glebę i w wodę. Mniejsza już o skutki ekologiczne, które są oczywiste, ale jeśli się ma takie możliwości strzelania, muszą zdarzać się wypadki.

Jaką mam gwarancję, że podczas spaceru w lesie nie dostanę śrutem?

Praktycznie żadnej. Trzeba mieć zaufanie do myśliwych. Nawet miejscowa ludność nie jest informowana o tym, że odbędzie się polowanie. Powinna wystarczyć zasada, że strzela się tylko wtedy, gdy wie się na pewno, do czego się strzela. Tyle że czasem nie wystarcza. Zwłaszcza gdy myśliwy jest po kielichu.

Pan także polował przez 20 lat. Ile zwierząt pan zabił?

Około tysiąca. Wypada około 50 rocznie. Trochę lepsza myśliwska średnia.

A ile zwierząt rocznie ginie w Polsce podczas polowań?

Ponad pół miliona.

Czy jakieś zwierzęta giną jeszcze w lasach śmiercią naturalną?

To dla myśliwych czysta strata, bo zabite zwierzę można sprzedać. Dążą do tego, żeby odstrzelić wszystkie zwierzęta oprócz stada podstawowego. Ono musi być zachowane, żeby w następnym roku urodziło młode, bo inaczej nie byłoby do czego strzelać. To jest zawsze eksploatacja maksymalna. Więcej zabić się nie da, chyba że kosztem przyszłorocznych polowań.

A jak to się stało, że przestał pan polować?

Każdy z nas ma w sobie wrodzoną wrażliwość i myśliwy musi dać sobie z nią radę. To wcale nie jest takie łatwe. Urodziłem się w rodzinie myśliwskiej, proces wypierania tej wrażliwości zaczął się u mnie w dzieciństwie. Bez tego nie da się uczestniczyć w polowaniach, bo one są drastyczne. Widzę, że śrut rozwala głowę lisowi, muszę wziąć rannego zająca za nogi, żeby go dobić ciosem w kark, a jemu przez skórę wystaje ostra kość piszczelowa. Przecież to jest cierpienie napawające zgrozą. Trzeba nauczyć się tego nie widzieć, bo inaczej polowanie byłoby nie do zniesienia.

I dla pana stało się w pewnym momencie nie do zniesienia.

To był proces. Różne zdarzenia, które składały się na dojrzewanie świadomości. Ale przełomem był moment, kiedy zastrzeliłem psa. Stałem pod drzewem i patrzyłem na dwie sarny. Z żyta wyskoczyły psy i zaczęły je gonić. Podniosłem broń i strzeliłem. To były sekundy, odruch. Nie zginął na miejscu, gdzieś uciekł, ale był ranny.

Nie starał się pan go znaleźć, żeby dobić?

Nie. Wiedziałem, że już nie chcę więcej strzelać i zabijać. Poczułem, że moje życie się zmieniło.

Myśliwi tłumaczą, że wolno im strzelać, bo dokarmiają zwierzęta zimą.

Ależ to dokarmianie jest kompletnie niepotrzebne. Zaczęło się w XX w., gdy w Europie pojawiły się nadwyżki żywności. Myśliwi dorobili do tego ideologię, że pomagają zwierzętom przeżyć zimę. A przecież przyroda zawsze sobie z tym radziła. Przez miliony zim wykarmiła miliony zwierząt. Dokarmianie jest wręcz szkodliwe, bo stanowi głęboką ingerencję w procesy przyrodnicze i pojemność ekosystemu. Chodzi o utrzymywanie większych stanów zwierzyny, niż ekosystem byłby w stanie wyżywić w sposób naturalny, tylko po to, żeby było do czego strzelać. Im więcej można zabić, tym atrakcyjniejsze polowanie. To właściwie forma tuczu, na którą idą setki, tysiące ton paszy. I to wysokobiałkowej, co spowodowało na przykład u dzików zaburzenia płodności. Widziałem niedawno w gazecie myśliwskiej zdjęcie ze stycznia przedstawione jako ciekawostka. Naganiacz przytrzymywał w rękach warchlaczka. Skąd w styczniu młody miesięczny warchlaczek? Locha została zastrzelona zgodnie z prawem, bo okres polowań na lochy trwa od 1 września do końca stycznia. Wtedy cała damska przyroda jest w ciąży, ale jeszcze nie na tyle zaawansowanej, by wyrzucenie w krzaki pęcherza płodowego z małymi było dyskomfortem. Ale gdy jest dostępna tak ogromna ilość jedzenia, to u zwierząt włącza się mechanizm nienaturalnego wręcz rozmnażania. Dziś płodność dzików jest nieprzewidywalna, ale okresy ochronne się nie zmieniły. Zupełnie legalnie można zastrzelić samicę dzień przed rozwiązaniem.

Inny argument używany przez myśliwych to szkody rolnicze, którym muszą zapobiegać.

Tu działa prosty mechanizm ekonomiczny. Jeżeli na uprawy wejdą dziki, zjedzą część plonów i będą tam często przychodzić. Wtedy stawia się tam ambonę, wali do nich, oddaje do skupu i dostaje pieniądze, z których finansuje się szkody rolnicze. Dziki płacą za nie własnym ciałem. Nikt nie jest zainteresowany, żeby chronić plony. Rolnik za każdy zjedzony kartofel dostaje żywą gotówkę, a ogrodzone pole to martwe łowisko. Gdyby zaprzestać polowań, rolnicy znaleźliby sposób na zabezpieczenie pól, a zwierząt z czasem byłoby mniej. Teraz ich ilość jest rozbuchana przez nieograniczony dostęp do płodów rolnych i dokarmianie. I to przez cały okrągły rok na nęciskach.

Przy paśnikach nie wolno strzelać, a przy nęciskach wolno. Co to za różnica?

Paśnik to miejsce, w którym dokarmia się zwierzęta zimą. Ponieważ przy paśniku zabijać nie wolno, to inne miejsce dokarmiania myśliwi nazwali nęciskiem i tam już wolno. Zaprasza się zwierzęta na posiłek, żeby do nich postrzelać. A one korzystają z nęcisk, bo nie czytają prawa łowieckiego. W takich miejscach padają dziesiątki zwierząt rocznie. Nie tylko w takich. Niedawno byłem w Puszczy Białowieskiej. Zbudowano tam ambony 95 m od paśników. Piękna widoczność, łąka, rzeczka, zwierzęta przychodzą do paśnika, myśliwy czeka, aż trochę odejdą i strzela. Każdy, kto skorzystał z takiej ambony, powinien stanąć przed rzecznikiem dyscyplinarnym Polskiego Związku Łowieckiego. W dodatku te ambony są na granicy Białowieskiego Parku Narodowego. Jeleń wychyla głowę z Parku i dostaje kulę. Ostatnio zabili jelenia jeszcze na terenie Parku. Nawet im się nie chciało go przeciągnąć, tylko wypatroszyli na miejscu. Kryminał. To jest świeża sprawa, policja powinna wdrożyć śledztwo. Po raz pierwszy od lat ktoś się takim przypadkiem zainteresował.

Myśliwi mówią o polowaniu jako walce, rywalizacji ze zwierzętami, a to, co pan opowiada, przypomina egzekucję.

Tak. Niektóre Ośrodki Hodowli Zwierzyny mają swoje bażantarnie. Trzymają ptaki w wolierach i wypuszczają na dzień przed polowaniem. Następnego dnia puszcza się psy i wali do wszystkiego, co zafurkocze w powietrzu. Dzięki temu Juan Carlos podczas wizyty w Polsce mógł zabić 200 bażantów. Jednego dnia! Rzeźnik! A wieczorem jeszcze żubra sobie strzelił.

Jeśli dodać do tego technikę, zwierzę jest właściwie bezbronne.

Człowiek ma lunety, noktowizory, snajperskie karabiny, z których na 200 m trafi w pudełko zapałek nawet ktoś, kto nie umie strzelać. Ostatnio pojawiło się mnóstwo elektronicznych gadżetów do wabienia zwierząt, w lesie zakłada się podsłuchy. Są także zamknięte farmy, gdzie można zabić dosłownie wszystko – zamówionego lwa, słonia, tygrysa. Kupują przechodzone zwierzęta z cyrku czy z ogrodów zoologicznych. Myśliwi coraz bardziej lubią sobie ułatwiać życie.

Argumentują, że polowania są konieczne, bo nie ma drapieżników i trzeba zastąpić selekcję naturalną. Ale gdy pojawiają się wilki, też chcą do nich strzelać.

Rzeczywiście, populacja wilków trochę się odradza i myśliwi mają kłopot. Ale niewielki, bo wilki od czasu do czasu chorują na „ołowicę”. Znajomy leśnik chodził za wilkami w puszczy. Obserwował stado, śledził na śniegu tropy. Wieczorem, kiedy zostawiał watahę, liczyła siedem sztuk, a rano, kiedy podjął trop, już tylko pięć. Gdzie są pozostałe dwa? Wyparowały? Wyemigrowały? Wtajemniczeni wiedzą, że dostały „ołowicy”, prawdopodobnie po prostu je odstrzelono. Myśliwi mają gorącą krew. A na tym, żeby wilki wróciły do lasów, zależałoby im tylko wtedy, gdyby można było na nie polować. Zabicie wilka to łakoma rzecz.

Ale odpadłby im argument, że muszą regulować pogłowie, bo nie ma drapieżników.

Myślenie, że w naturze trzeba coś regulować, przypomina ręczne sterowanie gospodarką w Korei Północnej. Prowadzi do nędzy w przyrodzie. Wynika z braku zaufania do natury i z ludzkiego lęku. A z przyrodą można tylko współistnieć, bo sami jesteśmy jej częścią i w najgłębszym stopniu od niej zależymy.

Co by było, gdyby nagle wszyscy myśliwi odłożyli strzelby? Jaka byłaby reakcja lasu?

Tego nikt nie wie, bo nikt jeszcze nie spróbował. Ale z drugiej strony, w parkach narodowych się nie poluje. To są ogromne obszary na wszystkich kontynentach i tam można zobaczyć, jak wygląda życie, które nie jest poddane presji karabinu. Rozwija się fantastycznie.

To jak myśliwym udaje się utrzymać tak długo przekonanie, że są niezbędni?

Lata propagandy, która wdrukowuje się w umysły kolejnych pokoleń. Ludzie może czasami nie do końca im wierzą, ale nie mają pewności, czują się nieswojo: cholera, to całe zabijanie mi się nie podoba, ale może rzeczywiście tak trzeba, trzeba regulować, eliminować. Ktoś to musi robić. Bo jeśli ktoś tego robił nie będzie, to... I tu rozumowanie się zatrzymuje, bo właściwie nie wiadomo, co by się miało stać. Pozostaje przekonanie, że myśliwi być muszą. Natomiast nikt się nie zastanawia, dlaczego myśliwi zabijają kaczki, dzikie gęsi, bażanty, kuropatwy, zające, piżmaki, słonki. Mają naturalnych wrogów, ludziom nie zagrażają. Dokarmiają je? Nie da się. Jakie szkody rolnicze może wyrządzić kaczka? Myśliwskie argumenty mają się tu nijak. Tu naprawdę widać, że chodzi tylko o zabijanie. Gdyby myśliwi traktowali swoją argumentację poważnie, sami powinni zrezygnować ze strzelania do leśnego i polnego drobiazgu. Ale nie, oni konstruują specjalną broń: ptaszarki, żeby skuteczniej strzelać na przelotach.

Opisy polowań w pana książce są tak drastyczne, że właściwie tylko psychopata mógłby nazwać to rozrywką. Czy nie po to powstał ten specyficzny myśliwski język, żeby zakryć rzeczywistość?

Każde zabijanie po prostu jest drastyczne. Myśliwski język służy trenowaniu niewrażliwości. Nie mówię: przestrzeliłem jeleniowi nogę i złamałem kość piszczelową, tylko: dostał w przedni badyl. Zabijanie znika z percepcji. Nie ma krwi, jest farba. Nie ma jelit i żołądka, jest miękkie. Nie wpakowałem kuli w serce, trafiłem na komorę. Nie odstrzeliłem żuchwy, tylko gwizd. A wie pani, co to jest zestrzał?

Nie.

Ranne zwierzę ucieka, a to, co zostaje na śniegu czy trawie, to jest zestrzał. Nie krew, treść żołądka, kawałek kości, płuc, wątroby, tylko zestrzał. Podobną funkcję ma etyka myśliwska, czyli etyka zabijania. Nie wolno na przykład strzelić do zająca, kiedy siedzi, dopiero jak ruszy, bo inaczej wyglądałoby to na morderstwo z zimną krwią. Kiedy biegnie – składam się i bach! Percepcja myśliwego z zabicia przenosi się na mistrzowski strzał i zachwyt nad własną sprawnością.

Czy podobnych funkcji na polowaniach nie odgrywa alkohol? Znieczula. Zagłusza okrucieństwo.

Nie tylko myśliwi znieczulają się alkoholem. Mężczyźni, gdy są razem, tak jak na przykład na polowaniu, piją więcej, ponieważ bycie w grupie mężczyzn jest stresujące. Trzeba rozładować atmosferę. Bez gorzały się nie obejdzie. Ni cholery.

Wojciech Eichelberger nazywa myśliwych sektą uprawiającą anachroniczny kult męskości, a polowanie religijną praktyką patriarchatu. Zgadza się pan z nim?

Właściwie tak. Bycie takim męskim mężczyzną, co to popije, popali, pozabija, popodrywa delikatnie mówiąc, faktycznie staje się anachroniczne, wręcz niestosowne. Macho z prowincji to tendencja schyłkowa. Ale te zachowania były potrzebne mężczyznom, żeby określać swoją tożsamość. Myśliwska tradycja pokazuje polowanie jako zajęcie dla prawdziwych facetów. Taki strzela, patroszy, ręce ma po łokcie we krwi, rywalizuje. Największa frajda to zabić samca, byka na rykowisku i własnoręcznie go wykastrować. Niektórzy nawet lubią potem pokroić w plastry jądra, usmażyć i zjeść. To ważne elementy utożsamiania się ze swoją płcią. Jak się to odrzuci, człowiek czuje się pogubiony. Trzeba budować męską tożsamość od nowa, ale jak i z czego?

Lubią opowiadać, jak kochają las i kontakt z przyrodą.

Są jeszcze wśród myśliwych ludzie, którzy całkiem sporo wiedzą o przyrodzie, ale wielu to ignoranci, których wiedza jest żenująca. Rzeczywiście, kontakt z przyrodą mają. Zimą w pełnię księżyca na polach, jest pięknie, tylko to piękno dociera w sposób skażony, bo człowiek jest nastawiony, żeby zabić. Czasami się coś przebija i wtedy zachwyca go wschód czy zachód słońca. Ale rusza dalej, bo jest na polowaniu. Jakby mu zdjąć strzelbę z ramienia, to on do lasu nie pójdzie, bo po co. Myśliwi mówią: 99 proc. to jest harówa, dokarmianie, szacowanie szkód, budowanie ambon. Ale gdyby zabrać ten 1 proc., wszystko się rozsypuje, traci sens. Ten 1 proc., zgięcie palca na spuście, decyduje.

Polowanie daje poczucie władzy?

No, jasne. Od wieków zwierzyna łowna była własnością króla i arystokracji. Teraz dostęp do zwierzyny mają koła łowieckie lub Ośrodki Hodowli Zwierzyny i oni rozdają po królewsku przywileje. Mogą powiedzieć: panie ministrze czy panie dyrektorze, zapraszamy do nas na rykowisko. W kadencji 2001–2005 co szósty parlamentarzysta był myśliwym. To bardzo silne lobby, które potrafi fantastycznie dbać o swoje interesy. Pewien minister, który polował w Puszczy Białowieskiej, walczył jak lew, by w projekcie ustawy zamiast opinii samorządów lokalnych wpisać ich zgodę na rozszerzanie parków narodowych, bo na władze lokalne łatwiej wywierać naciski. I wywalczył. Od tej pory żaden park narodowy nie powiększył się nawet o centymetr.


Czyli reasumując jeżeli Prezydent Polski wstydzi się bycia myśliwym oznacza to, że coś jest na rzeczy wszak głowa Państwa to głowa Państwa i wie co przez prawidłowo rozwiniętych ludzi może być negatywnie odebrane, pomimo to nadal wielu chłopców ułańską fantazją miast chwycić w ręce karuzelę w wesołym miasteczku udaje Rambo zasłaniając się jak wyżej tysiącem bzdurnych argumentów.

Gdzie zaczyna się patologia, a gdzie choroba psychiczna, która może być zagrożeniem dla społeczeństwa?
Jak wygląda na tle tego wszystkiego Dąbrowa Górnicza i jej zaplecze mordowania, prawdopodobnie tak samo jak wszędzie, nasi myśliwi nie różnią się niczym od innych, cechuje ich ten sam amok zabijania i podkręcania w towarzystwie rozmów o wielkich wyczynach w puszczy.

Panowie myśliwi adrenalina nie leży w lesie, znam miejsca na Świecie gdzie doznacie jej co niemiara: większość Afryki, Afganistan, a może wczasy z pepeszą w Iraku?

Musielibyście zaopatrzyć się w dużą ilość pieluch, ponieważ tam wasz cel miałby was na celowniku.
(sprawdzcie dąbrowskich „leśnych krasnali”)

Z poważanie (jedynie dla nie zabijających)
Tomasz N.
Go to the top of the page
 
+Quote Post
Aster
post pon, 18 lip 2011 - 14:09
Post #4


UZYTKOWNIK
*

Grupa: Użytkownik
Postów: 37
Dołączył: czw, 23 wrz 10
Nr użytkownika: 4,115
Płeć: Mężczyzna



W pełni się zgadzam z tym co wyżej napisano. Ostatnio miałem przypadek, ze jak jechałem na rowerze z Piekła na Gołonóg, przebiegł mi właśnie zając kilka metrów przed kołami. Skręciłem w las z głównej drogi a tu na szlaku sarna (niestety dość szybko się spłoszyła, jednak sam fakt spotkania jej tak blisko osiedla). A teraz najciekawsze, że jak sie wchodzi w las od strony tych nowych domków jednorodzinnych od strony łęknic, w kierunku Pogoria 2 (tam własnie napotkałem sie na tą zwierzynę). Można tam spotkać ze dwie prowizoryczne ambony myśliwskie skierowane na bagry. Ktoś powie, ze to stanowisko ornitologiczne - moze i tak. No jednak jakoś samego obszaru gniazdowania ptaków z tego miejsca nie widać, natomiast widać doskonale łąki.
Go to the top of the page
 
+Quote Post
.tomy
post czw, 21 lip 2011 - 18:44
Post #5


UZYTKOWNIK
**

Grupa: Użytkownik
Postów: 70
Dołączył: sob, 16 paź 10
Nr użytkownika: 4,166
Płeć: Mężczyzna



Witam.

Zajmijmy się aspektem sfery psychologicznej zabijania zwierząt motywowanego chęcią doznań emocjonalnych, gdyż wielu myśliwych nie ma nic wspólnego z wiedzą jakąkolwiek o zwierzętach, a hobby to jest jedynie upustem dla chęci przynależności prostego człowieka do pewnej sfery, która wiele czynów mających znamiona znęcania się nad zwierzętami tłumaczy na różne sposoby: kontroli stanu zwierząt, pomocy, tradycją itd.

Czy naprawdę ta kontrola to kontrola, jakie ma zadania, co ma na celu, jakie środki?
Lubię osobiście tłumaczenie o tradycji, wskazuje ono na zacofanie myśliwych, na podpieranie się czymś czego nawet nie rozumieją, wszak tradycja to nie jest pojęcie pozytywne, tradycję w różnych rejonach Świata jest jedzenie ludzi, tradycją jest pozyskiwanie ich części ciała jako trofeów, tradycją jest rasizm i inne patologie.

Myśliwy obecny nawet nie powinien posługiwać się tym terminem, gdyż został przez nich tak zobrazowany, by przedstawiać kilku Panów zadowolonych z psychopatycznych efektów własnego działania, demonstrujących własne EGO, które zapewne w wielu przypadkach zrodziło się na prostocie, krzywdzie w dzieciństwie, doznaniu pogardy, otrzymaniu mandatu „gorszego”, teraz posiadając możliwości danego im przez niezasłużony status społeczny i pieniądze próbują bawić się w Pana Życia i Śmierci dorabiając do tego ideologię, to domena tych, którzy nadal cenią się zbyt nisko lub zbyt wysoko.

Teraz cytat:
Okrutne zachowanie w stosunku do zwierząt jest nie tylko oburzające, ale powinno także niepokoić. Psychologia wyróżnia zjawisko nazywane osobowością psychopatyczną z rysem sadystycznym – to właśnie takie zaburzenia najczęściej wiąże się z seryjnymi mordercami. Zatrważający sadyzm cechuje także osoby znęcające się nad zwierzętami. Opublikowany niedawno raport FBI wykazał związek między agresją wobec zwierząt a przemocą skierowaną w stronę ludzi, jako kolejnym etapem kształtowania się morderczej osobowości. Ogromna rzesza amerykańskich seryjnych morderców, w tym Jeffrey Dahmer, Ted Bundy i David Berkowitz, mający na swoim koncie łącznie blisko setkę brutalnych zabójstw swoje zbrodnicze praktyki rozpoczynała od torturowania i pozbawiania życia psów oraz kotów. Badania prowadzone przez amerykańskie uniwersytety wskazują jednoznacznie, że co trzeci morderca przyznaje się do znęcania się nad zwierzętami w przeszłości.

Na temat zabijania jest kilka ciekawych pozycji między innymi książka byłego wojskowego, który oparł się na danych z lat ok. 1940 – 1975, sprawdzając wpływ na ludzi efektu zabicia innego człowieka, ciekawa lektura powiązanego ze znęcaniem się nad zwierzętami.

Wiem, że znajdą się tacy, którzy powiedzą, że zwierzęta to nie ludzie, wiem również, że zabijanie wymaga przytępienia umysłu, wymaga tłumaczeń zewnętrznych, wymaga w przypadku odnoszącym się do człowieka jego dehumanizacji, by było łatwiej, jeżeli chodzi o zwierzęta sprawa wydaje się społecznie uwarunkowana, lecz czy społeczeństwo doprawdy zna szczegóły tych uwarunkowań, ich techniki, czy zawsze rozumie to co jest mu przekazywane?

Na marginesie w Polsce istnieje niezwykle silne lobby „myśliwych”, ludzi wpływowych poprzez politykę i pieniądze, ludzi socjopatycznych, chorych, którym należałoby pomóc, gdyż „władza deprawuje, a władza absolutna deprawuje absolutnie”
Cdn.

Z poważaniem
Tomasz N.
Go to the top of the page
 
+Quote Post
.tomy
post pon, 25 lip 2011 - 18:41
Post #6


UZYTKOWNIK
**

Grupa: Użytkownik
Postów: 70
Dołączył: sob, 16 paź 10
Nr użytkownika: 4,166
Płeć: Mężczyzna



Witam.

Sprawa myśliwych jest nietypowa ze względu na małą znajomość tematu przez mieszkańców, to nie jest morderczehobby dla zwykłego Polaka, należy należeć i posiadać, wobec czego podobnie jak z tematem uboju rytualnego zwierząt dla wąskich grup środowisk religijnych przeciętny obywatel może pogadać przy stole rodzinnych, jeżeli rodzina to toleruje.
W naszym kraju to problemy początkujące, trudne społecznie, ciężkie w swym tłumaczeniu, obarczone tradycjami, czasami mam wrażenie, że tradycją w Polsce jest sama tradycja, słowo tradycja samo w sobie jest tłumaczące wszelkie zachowania, słowo na pograniczu mistycyzmu i prostactwa.
Niestety są tematy w sprawie zwierząt, co do których niewielu chce zajmować stanowisko, gdyż to stanowisko może być zagrożone, wobec czego lepiej uprawiać "bezpieczną wyborczo patologię", aniżeli coś zmieniać.
Tożsama sytuacja ma odniesie do tzw. Nowelizacji Ustawy Ochrony nad Zwierzętami, krzyk, pisanie, gadanie, zaostrzanie, medializowanie, a korzyść korzyścią się utrzyma może jedynie zmieni właściciela dochód, nic poza tym.
Nic w kwestii ochrony zwierząt się nie zmienia, PATOLOGIA to jedyne słowo.
Dąbrowa również może się pochwalić nauczycielami, którzy tolerują znęcanie się nad zwierzętami i nawet biorą w nim czynny udział, między innymi Pani od tzw. Przyrody w jednej z dąbrowskich szkół sprzedaje dzieciom rybki z promocją typu :
"jeżeli zdechnie to jutro sprzedam ci następną to tylko 90 groszy, więc się nie przejmuj"

Pytanie prócz oczywistego o etykę, która obca jest pani nauczycielce, jest o Urząd Skarbowy, czy jest zarejestrowana jako małe gospodarstwo rolne lub posiada wpis do ewidencji?
Wątpię, wobec powyższego stosunku do przyrody uczy osoba, której stosunek kończy się na komponentach użytych do produkcji monet i banknotów.
Wkrótce złożę doniesienie na Komendzie Policji przeciwko kilku szkołom w mieście, więc wybaczcie, ale czasowo nie ujawnię danych szkół, by ich nie uprzedzać, gdyż patologii jest więcej.
Dębowa Dąbrowa.

Z poważaniem
Tomasz N.
Go to the top of the page
 
+Quote Post
.tomy
post pią, 05 sie 2011 - 10:19
Post #7


UZYTKOWNIK
**

Grupa: Użytkownik
Postów: 70
Dołączył: sob, 16 paź 10
Nr użytkownika: 4,166
Płeć: Mężczyzna



Witam.

IDIOTA I SPLUWA czyli cowboy po polsku.

Myśliwy chciał zabić psa, ale trafił w dziecko


Kula przeszyła brzuch 8-letniego Kamila i uszkodziła jelita. Myśliwy tłumaczy, że celował w bezpańskiego psa, który gonił jego kury i owce, ale po rykoszecie pocisk trafił w chłopca. Sprawę wyjaśnia gorzowska prokuratura
We wtorek w południe, 8-letni Kamil bawił się z kolegą na swoim podwórku w podgorzowskiej wsi Osiedle Poznańskie. W tym czasie jego sąsiad 43-letni Grzegorz M., myśliwy z 18-letnim stażem, próbował rozprawić się z bezpańskim psem. Chciał go zastrzelić, bo gonił mu kury i owce. Strzelił. Kula trafiła jednak w 8-latka. Dziecko z raną brzucha trafiło do gorzowskiego szpitala. Lekarze przez trzy godziny operowali pacjenta. Przyznają, że kula rozlegle uszkodziła jelita chłopca. Gdyby nie szybka pomoc, Kamil mógłby nie przeżyć wypadku. Śledztwo prowadzi gorzowska prokuratura.

- Mężczyzna strzelił prawdopodobnie tylko raz. Dziecko nie znajdowało się bezpośrednio na linii strzału. Kula musiała trafić w niego rykoszetem - tłumaczy Dariusz Domarecki, rzecznik gorzowskiej prokuratury. Przyznaje, że mężczyzna może usłyszeć trzy zarzuty. Za nieumyślne narażenie na utratę życia 8-latka, utratę zdrowia jego kolegi, który stał tuż obok, a także za próbę zabicia psa. - Musimy sprawdzić, czy mężczyzna faktycznie miał prawo odstrzelić psa, czy zagrażał on mieszkańcom, czy był agresywny. Na razie tego nie wiemy, bo pies po prostu się ulotnił. Policjanci go nie ujęli, a mieszkańcy nie wiedzą, gdzie go szukać.

- Jak to, agresywny pies biega nadal po wsi?

- No właśnie nie mamy pewności, czy był agresywny. Nie wiemy nawet, jakiej był rasy i czy sąsiedzi skarżyli się na niego. Psa we wsi już nie ma - tłumaczy Domarecki i przyznaje, że śledczy będą dopiero o to pytać 43-latka (został przesłuchany w środę po południu). Prokurator przyznaje, że według prawa łowieckiego mężczyzna nie powinien używać broni. Myśliwi mogą strzelać, ale nie bliżej niż 100 metrów od domostw. Prokuratura ustaliła, że mężczyzna miał pozwolenie na posiadanie broni.

Jacek Wójcicki, wójt gminy Deszczno broni myśliwego. - To bardzo dobry człowiek, typ społecznika, doświadczony myśliwy, ale rzadko strzelał do zwierząt, raczej je dokarmiał i opiekował się nimi - tłumaczy Wójcicki i przyznaje, że gmina ma spory problem z bezpańskimi zwierzętami. - Chodzą watahami, gryzą bydło i atakują ludzi. W sąsiedniej wsi zagryzły już konia i krowę. Myśliwi mają prawo odstrzelić agresywne psy - tłumaczy.

Dlaczego gmina nie wywozi psów do schroniska? - Próbujemy. Mamy podpisaną umowę z hyclem. Wydajemy na jego usługi majątek. A psy nie zawsze dadzą się złapać. Przez pół roku łapaliśmy watahę 30 dzikich psów, wydaliśmy na to ze 30 tys. zł. - tłumaczy wójt.

Anna Dryglas, z gorzowskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami przypuszcza, że wiele gmin ma niepisany układ z myśliwymi. Zamiast trudzić się i łapać zwierzaka wolą się go pozbyć. - Nie znajdziemy żadnych pism, bo wójtowie zazwyczaj proszą "na gębę" albo po koleżeńsku. A najczęściej odbywa się to tak: do gminy dzwoni mieszkaniec i żali się na bezpańskiego psa, wójt prosi o pomoc zaprzyjaźnionego myśliwego, ten decyduje się psa odstrzelić. Jak sprawa wyjdzie na jaw, to powie, że pies próbował rozszarpać sarnę. Jest kryty - tłumaczy Dryglas. - Gdy była powódź, jeden z wójtów płacił ludziom nawet za skórkę bobra, które zniszczyły mu wały. Ale, żeby to udowodnić, trzeba zrobić porządne śledztwo. A prokuratorzy zwykle umarzają takie sprawy, bo przecież to tylko zwierzę.

Dariusz Domarecki zapewnia, że śledztwo wyjaśni także i tę kwestię. Tragedii by nie było, gdyby myśliwy zamiast sięgać po broń, zadzwonił po pomoc do gminy. Wójt zapewnia, że uruchomił dla mieszkańców specjalny numer telefonu. Hycel przyjeżdża w ciągu kilkunastu minut.

Inna sprawa, że przyczyną tragedii jest także brak ustawowego zakazu strzelania do wałęsających się psów. Dziś myśliwy może to robić w odległości 100 metrów od zabudowań. Aby nie dochodziło do podobnych wypadków, posłowie PO chcą zmienić Ustawę o ochronie zwierząt. - Problem odstrzału bezpańskich psów rozwiążą nowelizacje dwóch artykułów. Po pierwsze myśliwy będzie musiał mieć zgodę powiatowego lekarza weterynarii. Wyjątkiem będą tylko sytuacje, gdy atakujący pies może zagrozić życiu ludzi i innych zwierzaków. Zniknie zapis, że myśliwym wolno strzelać do psów, które wałęsają się po lesie czy łące. Nieważne, czy mają obrożę, czy też nie. Zniesiemy także przepisy dotyczące granic - nie będzie mógł strzelać ani pół kilometra, ani sto metrów od domu. Ustawa spowoduje, że myśliwi nie będą bezkarni - tłumaczy Magdalena Kochan, która uważa, że sporo winy za zaistniałą sytuację ponoszą gminy. Nowe przepisy nałożą na nie obowiązek opracowania co roku programu opieki nad bezdomnymi zwierzętami. Gminy muszą zawrzeć umowy ze schroniskami, firmami, które w humanitarny sposób złapią zwierzęta. Co więcej, samorząd będzie musiał przeznaczyć odpowiednią pulę pieniędzy na sterylizację bezdomnych zwierząt. - Do tej pory wiele gmin nie wywiązywało się z ustawowego obowiązku opieki nad bezpańskimi psami. Podpisywano nawet umowy z fikcyjnymi firmami, które tylko udawały, że prowadzą schroniska. Potrafiły wyciągnąć od gminy 400 tys. zł za roczne utrzymanie, mając zaledwie 10 kojców, ale w gminie nikt tego nie sprawdzał - tłumaczy poseł.

Nowelizacja ustawy jest już po pierwszym czytaniu w podkomisji. We wrześniu powinna wpłynąć do Senatu. - Liczymy, że zostanie podpisana jeszcze w tej kadencji Sejmu, by od 1 stycznia 2012 r. przepisy weszły w życie - tłumaczy Magdalena Kochan.

Więcej... http://zielonagora.gazeta.pl/zielonagora/1...l#ixzz1U4eeUViQ

Z poważaniem
Tomasz N.
Go to the top of the page
 
+Quote Post
.tomy
post śro, 31 sie 2011 - 12:02
Post #8


UZYTKOWNIK
**

Grupa: Użytkownik
Postów: 70
Dołączył: sob, 16 paź 10
Nr użytkownika: 4,166
Płeć: Mężczyzna



Witam.

Siła polskiego lobby myśliwskiego, debil za biurkiem czy jedno i drugie?

Myśliwi z pistoletami i rewolwerami dzięki dziurawemu prawu.



W całym kraju zarejestrowano do celów łowieckich już ponad 800 glocków. Amatorzy polowań nie muszą zdawać egzaminu, jaki obowiązuje kandydatów ubiegających się o broń w celu ochrony osobistej - alarmuje "Dziennik Polski".

Możliwość uzbrojenia się dodatkowo w broń krótką myśliwi mają od marca tego roku, w wyniku nowelizacji ustawy o broni i amunicji. Poprawki, wprowadzone podczas sejmowych prac nad rządowym projektem nowelizacji ustawy, doprowadziły do uchylenia zakazu używania do celów łowieckich m.in. pistoletów czy rewolwerów.

Do czego myśliwi potrzebują pistoletów? "Chodzi o dostrzeliwanie upolowanej zwierzyny, bo czasem trudno posługiwać się bronią długą" - przyznaje Janusz Malawski, przewodniczący Zarządu Okręgowego Polskiego Związku Łowieckiego w Krakowie.

"W tej chwili panuje wolnoamerykanka i całkowita dowolność w interpretacji przepisów" - przyznają policjanci. Część wojewódzkich komend odmawia pozwoleń, ale inne je wydają bez żadnych zastrzeżeń.

"W ustawie zabrało określenia, gdzie można poruszać się z taką bronią. Skoro nie służy ona do ochrony osobistej, a do celów łowieckich, to nie można z nią chodzić np. po mieście, choćby ze względów bezpieczeństwa" - przyznaje Janusz Malawski.


Źródło: PAP

http://wiadomosci.dziennik.pl/wydarzenia/a...wemu-prawu.html

Teraz to już niebezpieczeństwo ze strony wariatów leśnych ludzi będzie można podwoić.

Z poważaniem
Tomasz N.
Go to the top of the page
 
+Quote Post
.tomy
post sob, 06 kwi 2013 - 20:07
Post #9


UZYTKOWNIK
**

Grupa: Użytkownik
Postów: 70
Dołączył: sob, 16 paź 10
Nr użytkownika: 4,166
Płeć: Mężczyzna



Witam.

Darek dobrze popisał.

"Szara strefa zabijania"
Ostatnio dużo się mówiło o zmartwychwstaniu, fenomenie rzadko spotykanym w przyrodzie. Dla równowagi zastanówmy się znów chwilę nad zabijaniem.

Szczególnie że zbliżają się kolejne Międzynarodowe Targi Łowieckie EXPOHunting. Impreza dla pasjonatów i pasjonatek odbierania życia

Żyjemy w czasach, w których większość nie ma możliwości zabić kogoś, kto wyraźnie tego nie chce, i sądzić, że ma na to dobre usprawiedliwienie. Nie chodzi przy tym o żadne ambitne filozoficzne alibi, podparte rzetelną argumentacją i będące konkluzją nienagannego wywodu. Chodzi o zwyczajowe i prozaiczne usprawiedliwienie mocą afektu, okoliczności i przyzwolenia społecznego. W naszym zakątku panuje pokój, czyli brak wojny. Większość z nas jej nie doświadczyła. Nie znamy tego szczególnego momentu w życiu społecznym, kiedy zwykłe zasady ulegają zawieszeniu i można zabijać ludzi ostentacyjnie i bezkarnie.

Susan Sontag pisała w książce Widok cudzego cierpienia: „Istotą współczesnych oczekiwań i współczesnego poczucia moralności jest przekonanie, że wojna jest nieuniknioną, ale jednak aberracją. Pokój zaś jest normą, choć nieosiągalną. Rzecz jasna, stosunek do wojny był kiedyś inny. To wojna była normą, a pokój wyjątkiem”.

Uznajemy za normalne, że nie zabijamy. Dokładniej: że nie robimy tego samodzielnie. Wolimy korzystać z pośredników, zlecać tę czynność. Zazwyczaj dotyczy to uśmiercania innych zwierząt, chociaż czasem i ludzi. Zasada jest podobna. Trochę jakbyśmy mieli szlify generalskie i z bezpiecznych stanowisk dowodzenia, daleko od linii frontu, zarządzali śmiertelnym konfliktem. O tym, kto ma stracić życie, decydujemy pieniędzmi i głosami w wyborach. Za doradców mamy nasze kubki smakowe i propagandę, która rysuje nam obraz wroga. Szkolimy więc specjalistów i dajemy im narzędzia, żeby załatwili w naszym imieniu, co trzeba. A to w irackiej wiosce, a to w mazowieckiej rzeźni.

Niektórzy odbierający życie wciąż funkcjonują jednak w szarej strefie przyzwolenia. Należą do nich myśliwi. Badanie opinii publicznej przeprowadzone przez CBOS w roku 2006 wykazało, że zdaniem ponad połowy badanych „można zabijać zwierzęta, których populacja zwiększyła się na tyle, że zagraża innym gatunkom zwierząt lub roślin”. Innymi słowy: prawie połowa uznała, że nie powinno się zabijać z tego powodu. To całkiem dużo

Badania pochodzą sprzed dobrych kilku lat i wydaje się, że teraz protestujących jest znacznie więcej. Pamiętamy przecież wszyscy problemy z morderczą pasją prezydenta Komorowskiego, kiedy to kwestia strzelania do bezbronnych zwierząt stała się sprawą polityczną. Czegoś takiego wcześniej nie widzieliśmy.

Być może zaczynamy rozumieć absurd sytuacji, w której jesteśmy jednocześnie powodem deregulacji przyrody i samozwańczym ekspertem od jej regulowania.

Obie rzeczy robimy zresztą na podobnej zasadzie: poprzez dominację. Nasza ekspansja jest niepohamowana, dawno wymknęła się spod kontroli. Zwierzętom trudno jest żyć z dala od nas, chociaż zdecydowana większość by to wolała. Dziki wchodzą na pola, ale przecież to rolnicy wcześniej weszli ze swoimi polami w tereny leśne. Myśliwi mówią, że tzw. selekcja zwierzyny jest konieczna, przyroda sobie nie poradzi. Bez nas pewnych zwierząt będzie za dużo, innych za mało. Być może rzeczywiście sobie nie poradzi w tym sensie, że nie spełni naszych oczekiwań. Jeśli da sobie radę, to po swojemu.

Myśliwi zabijają te zwierzęta, których jest wedle ludzkich standardów za dużo i które są słabe lub chore. Obrzydliwe jest to, że wielu czerpie z tego przyjemność. Gdyby rzeczywiście była to dla nich smutna konieczność, nie przynosiłaby satysfakcji i nie była powodem do dumy. Trudno sobie wyobrazić subkulturę opiekunów psów, którzy wokół konieczności eutanazji zwierzęcia, spowodowanej na przykład nieuleczalną chorobą, robią taką szopkę jak ci, którzy polują.

W Polsce jest podobno 100 tysięcy myśliwych. Mają swoje organizacje, firmy, wydawnictwa, polityków i kapłanów. I targi, na których dzielą się wiedzą o tym, jak podstępnie zwabić zwierzę, jak je zabić, a jego zwłoki wypreparować w trofea. Mają swój język, swoją modę, rytuały i nawet swoiste poczucie humoru. I obsesje, bo nawet kursor na stronie internetowej targów ma formę celownika, a ulgowy bilet wstępu można „upolować”. To wszystko w ramach dbałości o harmonijny rozwój środowiska naturalnego. Kiedy przeanalizuje się treść internetowych memów, można dojść do wniosku, że mają również problem z wielkością genitaliów.

Seksistowski żart, że lufa to przedłużenie penisa, swoista proteza, słabo jednak oddaje rzeczywistość. Niektórych mogą zaskakiwać statystyki dotyczące Stanów Zjednoczonych, gdzie około 10 procent myśliwych to kobiety. Miliony kobiet, które dobrowolnie wybrały zabijanie. W Polsce również koła myśliwskie mają swoje Diany. Oczywiście, to wciąż mniejszość, ale grupa już na tyle znacząca, że automatyczne łączenie myślistwa tylko z jedną płcią przestaje być uzasadnione. Nie sądzę też, żeby żony polujących mężczyzn regularnie robiły Rejtana w progach domostw, próbując blokować śmiercionośne zapędy mężczyzn. Możemy tu chyba mówić o współodpowiedzialności.

Możemy o niej mówić również na innym poziomie. Polowania są częścią systemu eksploatacji zwierząt i jednym z wielu przejawów ideologii szowinizmu gatunkowego. To się nie dzieje samo. W umysłach wielu ludzi jedna przemoc daje alibi innej. Żyjemy w świecie, w którym ogromnej liczbie zwierząt przydzielamy niski status, a ich wartość widzimy głównie w tym, na ile są użyteczne dla nas lub dla ekosystemu. Nie traktuje się ich jak cel sam w sobie – chyba że mówimy o celowaniu do nich.

Jeden z koronnych argumentów myśliwych broniących strzelania do zwierząt brzmi: przecież wasze kotlety nie rosną na drzewach. Słusznie, nie rosną. Pomyślmy zatem, jak ten argument im odebrać.

Wszyscy jesteśmy odpowiedzialni za wartość zwierzęcego życia, ponieważ wszyscy tworzymy społeczną normę. Zakwestionujmy ją wszędzie tam, gdzie jest szkodliwa dla zwierząt. Skoro ludzie mają tendencję do tego, żeby jedno zło usprawiedliwiać drugim, pracujmy nad systemową zmianą stosunku do zwierząt. I w drugą stronę: skoro strzelanie do nich w ich własnym domu wielu już w tej chwili uznaje za niedopuszczalne, poszukajmy analogii pomiędzy tą formą opresji a innymi.

Kiedy Lepper organizował pierwsze protesty rolnicze i media pokazywały odcięte świńskie głowy wieńczące zapory na drogach, to nie one były powodem kontrowersji. Może jakaś część opinii publicznej uznała tamten żart za niesmaczny lub widok za nieestetyczny. Nie przeszkodziło to jednak Lepperowi i jemu podobnym dostać się do parlamentu i nawet rządzić. Podobnie jak hodowcy norek Piątakowi zostać posłem. Sprawmy, żeby zabijanie tych, którzy wyraźnie tego nie chcą, niezależnie od gatunku, było sprawą polityczną i ważnym kryterium oceny.

7 kwietnia o godzinie 12.00 w Sosnowcu przed terenem Expo Silesia, gdzie zorganizowano targi EXPOHunting, odbędzie się protest . To dobra okazja, żeby pracować nad normą społeczną, więc warto tam być. I dobrze nie brać ze sobą w żołądku kotleta, którego z pewnością będą szukać myśliwi płci obojga."

Z poważaniem
Tomasz N.
Go to the top of the page
 
+Quote Post
Bathurst
post sob, 06 kwi 2013 - 22:08
Post #10


UZYTKOWNIK
******

Grupa: Użytkownik
Postów: 2,219
Dołączył: czw, 22 kwi 04
Skąd: Gołonóg
Nr użytkownika: 80
Płeć: Mężczyzna



Nie martw się Tomy niedługo w tym kraju większości obywateli nie będzie stać na mięso.... wink.gif po co wyważać otwarte drzwi


--------------------
Moje osobiste i subiektywne spojrzenie na Dąbrowę Górniczą - zapraszam

www.facebook.com/blogdabrowski.blogspot i http://blogdabrowski.blogspot.com
Go to the top of the page
 
+Quote Post
mały
post nie, 07 kwi 2013 - 00:28
Post #11


UZYTKOWNIK
***

Grupa: Użytkownik
Postów: 221
Dołączył: pią, 15 gru 06
Skąd: Ujejsce City
Nr użytkownika: 370



z tego co dzisiaj słyszałem na CB to targi przyciągnęły wielu fanów, byly korki i Policja kierowała ruchem
Go to the top of the page
 
+Quote Post
Bathurst
post nie, 07 kwi 2013 - 00:35
Post #12


UZYTKOWNIK
******

Grupa: Użytkownik
Postów: 2,219
Dołączył: czw, 22 kwi 04
Skąd: Gołonóg
Nr użytkownika: 80
Płeć: Mężczyzna



wielu fanów - super dry.gif

ale w przyrodzie nic nie ginie i...

CO DA JEŻ
DO JEŻA WRACA wink.gif


--------------------
Moje osobiste i subiektywne spojrzenie na Dąbrowę Górniczą - zapraszam

www.facebook.com/blogdabrowski.blogspot i http://blogdabrowski.blogspot.com
Go to the top of the page
 
+Quote Post

Reply to this topicStart new topic
1 Użytkowników czyta ten temat (1 Gości i 0 Anonimowych użytkowników)
0 Zarejestrowanych:

 

Mapa forum
RSS Wersja Lo-Fi Aktualny czas: piątek, 29 marzec 2024 - 06:05
FMDG - Razem od 2003
Dąbrowa Górnicza