IPB

Witaj Gościu ( Zaloguj | Rejestruj )

> Polaku - dlatego nie masz pracy
Dejmon
post pon, 14 sie 2006 - 10:05
Post #1


UZYTKOWNIK
****

Grupa: Użytkownik
Postów: 294
Dołączył: pią, 25 lut 05
Skąd: DG
Nr użytkownika: 125
Płeć: Mężczyzna



QUOTE
Prawda o bezrobociu: "Klin podatkowy"
dziś
Robert Gwiazdowski miał odwagę zaproponować rewolucję w ZUS.

Od tygodnia, w cyklu pod wspólnym tytułem "Prawda o bezrobociu", staramy się znaleźć odpowiedzi na pytania o przyczyny polskiego bezrobocia, największego w Unii Europejskiej. Opisywaliśmy już, jak wydaje się miliony złotych na szkolenia urzędników i bezrobotnych, jak wdrażane są drogie programy i projekty, dlaczego powstają systemy zachęt dla pracodawców, a jednak nic się nie zmienia! Mamy dwa i pół miliona bezrobotnych, Polacy szukają pracy za granicą, a w kraju zaczyna brakować rąk do pracy.
arch. arch.

Dziś piszemy o "klinie podatkowym" - podstawowej przyczynie tego, że pracodawcy nie chcą lub czasem po prostu nie mogą zatrudniać nowych pracowników. Nie stać ich na to.

Do dyskusji o bezrobociu zapraszamy też naszych Czytelników. Piszcie do nas, dzielcie się swoimi doświadczeniami i opiniami. Może wspólnie zainicjujemy dyskusję, która sprowokuje fakty, rządowe decyzje i coś w tej materii zmieni.

Firma musi zarobić nie tylko na załogę, ale i na całą polską "klasę próżniaczą"

Dziś już pół miliona osób w Polsce opłacanych z budżetu wyciąga rękę po pieniądze, które w formie rozmaitych podatków i składek musi wnieść do wspólnej kiesy każdy pracodawca. Ledwie dychający, bo przytłoczony garbem składek, danin i podatków płaconych od zarobków pracownika. Przy wynagrodzeniu rzędu tysiąca złotych koszty pracodawcy wynoszą blisko 800 zł. Tu jest klucz do decyzji o niezatrudnianiu kolejnych osób lub najmowaniu pracowników "na czarno".

Od czasów rządu Jerzego Buzka liczba urzędników i pracowników opłacanych z budżetu niemal się podwoiła. Na nich potrzeba pieniędzy od firm i przeciętnych Kowalskich, odprowadzających podatki. Im większe wydatki - tym podatki wyższe. Nic więc dziwnego, że bezrobocie dochodzi dziś do 16 proc. i obejmuje obecnie 2 mln 445 tys. osób. Gdy pytać pracodawców, dlaczego nie chcą zatrudniać nowych ludzi - mimo ożywienia gospodarczego, kolejnych zamówień na ich towary czy usługi - wszyscy mówią jednym głosem: główną rolę odgrywa tzw. klin podatkowy, czyli ów rosnący garb składek i podatków.

Kolejne rządy biedzą się nad "klinem podatkowym" i kolejne - bezowocnie. Zanim odeszła wicepremier Zyta Gilowska, ogłosiła gromko zmniejszanie "klina". Jednak kosmetyczne zmiany (obniżka składki rentowej z 13 do 9 proc. i jednoczesne dociążenie pracodawcy składką chorobową płaconą na razie pospołu z pracownikiem) nie będą żadnym przełomem.

Prawdziwą rewolucję - przynajmniej w odniesieniu do składek odprowadzanych do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych - zaproponował w kwietniu Robert Gwiazdowski. Ten liberalny ekspert z Centrum im. Adama Smitha, dziś przewodniczący rady nadzorczej ZUS uważa, że dość bezsensu przelewania pieniędzy z budżetu - na który składają się podatnicy - do ZUS, wypłacającego emerytury także tym, którzy w życiu ani jednej składki za siebie nie wnieśli. Jego pomysł jest prosty: zero składki, świadczenie mizerne, bo tylko w ramach tego, na co państwo będzie stać. Państwowa emerytura byłaby równa dla wszystkich - bez względu na liczbę przepracowanych lat i zarobki. Na godziwą prywatną trzeba odłożyć sobie samemu. Pracodawcy byliby wreszcie odciążeni z fundowania nam (zresztą kosztem naszych płac) emerytur, w zamian daliby pracę kolejnym osobom.

- Przewodniczę radzie nadzorczej ZUS. Widzę dokładnie cały bezsens działania tej instytucji. Państwo zbiera coraz wyższe składki emerytalno-rentowe. To one budują "klin podatkowy", przez który bezrobocie jest nie do opanowania. Tych składek nie starcza na emerytury i renty wszystkich, którzy je pobierają, więc budżet musi co roku dopłacać miliardy - powiedział DZ Robert Gwiazdowski.

Aby zmniejszyć "klin", należałoby zatem obciąć wydatki na wszystko, co utrzymywane jest z budżetu. Przestać mówić o corocznym waloryzowaniu rent i emerytur. Zapomnieć o podnoszeniu płacy minimalnej - od której naliczane są potem rozmaite diety i inne pochodne dla "klasy próżniaczej", jak świat polityki nazwał niegdyś Donald Tusk. Dopóki jednak rzekomymi podwyżkami gra się w wyborach - próżno marzyć o faktycznym obniżeniu "klina podatkowego", a więc i bezrobocia.

Oficjalnie Polak pracuje 43,4 godziny tygodniowo. Nieoficjalnie – nawet 72 godziny

Polska ma najwyższe bezrobocie wśród wszystkich krajów Unii Europejskiej. Jednak ci z nas, którzy mają szczęście i etat, pracują w ciągu tygodnia - po Austriakach i Grekach - najdłużej w całej Unii. Można by obdzielić jednym etatem dwie osoby, bo, wydawałoby się, to prosty rezerwuar pracy. Jednak pracodawcy nie opłaca się zatrudniać nowych osób, tylko dociążać pracą już zatrudnionych.

Z danych przygotowanych przez unijne biuro statystyczne Eurostat wyszło czarno na białym: jesteśmy zapracowaną nacją. Chodzi jednak nie tylko o oficjalny wymiar pracy, ale i o nadgodziny. Okazuje się, że Polacy pracują o 3,4 godziny dłużej niż wynosi ustawowy 40-godzinny tydzień pracy. Daje to nam, obok Brytyjczyków, trzecie miejsce spośród 25 krajów UE. Najdłużej pracują Austriacy i Grecy - po 45 godzin.

Najkrócej natomiast pracuje się u naszego sąsiada na Litwie - czas pracy nie przekracza tam 40 godzin tygodniowo, a także w dwóch krajach północnej Europy - Finlandii i Danii. Nie przepracowują się też Włosi. Pracownicy we wszystkich tych krajach zatrudnieni są przez niewiele ponad 40 godzin. Co ciekawe, we Francji - mimo obowiązującego tam 35-godzinnego tygodniowego czasu pracy - pracuje się zdecydowanie dłużej, niż regulują to przepisy, bo 41 godzin w tygodniu zamiast 35.

Godzi się jednak dopowiedzieć, że wielu pracodawców w Polsce oficjalnie zgłasza do celów podatkowych czy dla ZUS niewiele godzin nadliczbowych, za resztę płacąc (lub nie) pracownikowi wprost do kieszeni. Nie jest tajemnicą, że w małych sklepach czy barach zatrudnienie może wynosić i po 12 godzin dziennie, przez sześć dni w tygodniu, co daje nie 43,4, a 72 godziny tygodniowo!

Niektórzy właśnie w zatrudnieniu ponad miarę znajdują prosty rezerwuar pracy - którą może dostać ktoś inny. Niestety, pracodawcy nie dzielą wolnych nadgodzin na kolejnych zatrudnionych, choćby na pół czy ćwierć etatu. Przyczyna jest jasna. Choć firmy mają więcej zamówień, a na rynku pojawia się rosnący popyt na ich towary lub usługi - szefowie chcą, aby ich pracownicy pracowali dłużej. Przed paroma laty nawet biskupi nawoływali: "Podziel się etatem". Liczyli, że pracodawcy zatrudnią kolejne osoby. Nic z tego nie wyszło. Podstawową barierą są bowiem bardzo wysokie koszty pozapłacowe (czyli właśnie "klin podatkowy") zatrudnienia pracownika. Właśnie on blokuje proces powstawania nowych miejsc pracy.

Andrzej Malinowski,

prezydent Konfederacji Pracodawców Polskich:


Pozapłacowe koszty pracy w Polsce są jednymi z najwyższych w Europie - tak wynika z opublikowanego w kwietniu br. raportu OECD. Jest to bardzo poważna bariera w powstawaniu nowych miejsc pracy. Ten raport tylko potwierdził to, o czym my, pracodawcy, wiedzieliśmy już od dawna. Najbardziej widoczna jest duża rozbieżność pomiędzy kosztem ponoszonym przez pracodawcę z tytułu zatrudnienia pracownika a wynagrodzeniem netto, jakie pracownik otrzymuje. Ponad 80 proc. takiego wynagrodzenia pracodawca odprowadza w postaci różnych składek i podatków. Przykładowo, jeśli pracownik ma otrzymać "na rękę" 1.000 zł, to pracodawca musi zapłacić dodatkowo 800 zł na podatek i składki.

Trzeba przyznać, że dziś sytuacja poszukujących pracy poprawia się: łatwiej znaleźć pracę, a w niektórych zawodach wręcz brakuje fachowców. Bezrobocie spada i wszyscy są zadowoleni z takiego stanu rzeczy. Ale nikt się nie zastanawia, co by było, gdyby pozapłacowe koszty pracy były niższe, gdyby kodeks pracy był bardziej elastyczny. Myślę, że moglibyśmy wtedy być świadkami prawdziwego boomu na rynku pracy.

Prawda jest taka, że przy obecnym poziomie kosztów związanych z zatrudnieniem nowego pracownika pracodawcy często wybierają inwestycję w nową maszynę, która będzie bardziej wydajna, niż w człowieka. Coraz więcej pracodawców woli wypłacać dodatkowe wynagrodzenia za nadgodziny, niż zatrudnić dodatkowych ludzi. Jednak najważniejszą kwestią, która jest efektem m.in. wysokości tzw. "klina podatkowego", jest "szara strefa". Problem ten dotyczy szczególnie najmniejszych przedsiębiorstw. Często zdarza się, że pracownicy - za obustronną zgodą - po prostu wykonują pracę bez umowy. Takie rozwiązanie ma negatywne skutki dla budżetu państwa, a ponadto stanowi nieuczciwą konkurencję wobec pracodawców, którzy przestrzegają prawa.

Bez wątpienia obniżenie pozapłacowych kosztów pracy może przynieść wyłącznie pozytywne efekty tak w wymiarze ekonomicznym, jak i społecznym: nowe miejsca pracy, zmniejszenie szarej strefy, więcej dochodów budżetu, ale i wzrost zamożności społeczeństwa. Dlatego nawet dziś, w momencie ożywienia gospodarczego, wciąż apelujemy o obniżenie pozapłacowych kosztów pracy.

Prof. Marek Góra,

Szkoła Główna Handlowa:

Podatki kojarzą nam się z PIT-em, podczas gdy jest to bardzo mała ich część. Chodzi tu o średnie obciążenie pracy, jakie przypada na przeciętnego człowieka, zarówno bezpośrednie obciążenie funduszu płac, jak i dużo większe - pośrednie. A więc "klin podatkowy" jest to suma wszystkich podatków, jakie płacimy, sprowadzona do jednej podstawy. "Klin podatkowy" zabija miejsca pracy. Robi to w sposób bardzo podstępny, gdyż przede wszystkim niszczy nisko produktywne miejsca pracy, które stwarzają najwięcej problemów z punktu widzenia powstawania bezrobocia i jest szczególnie dotkliwy dla ludzi nie najlepiej sytuowanych. Chodzi więc o zmniejszenie podatków dla przeciętnych ludzi, a w szczególności mało zarabiających. Jeśli czynnik produkcji - "praca" - jest obciążony podatkami, staje się on droższy i jest mniej wykorzystywany w procesie produkcji. Jeżeli praca jest droga, mniej się jej kupuje i to jest prosta zasada działania "klina podatkowego". W Europie w ciągu ostatnich kilku lat tylko te kraje, które istotnie obniżyły wielkość "klina", były w stanie obniżyć bezrobocie, a kraje, które go podwyższały, zanotowały wzrost bezrobocia. (wypowiedź dla Polskiego Radia)

(mn), Beata Sypuła - Dziennik Zachodni


Musiałem to tu wkleić, bo zgadzam się z tym tekstem w 100%. Ładnie wyjaśnione dlaczego Polacy nie mają pracy i muszą jeździć na roboty zagranicę. Może sobie jednak kiedyś uświadomią, że kiedy im jakiś Kaczyński lub Lepper będzie obiecywał wyższe wydatki państwa na cokolwiek, to tak jakby im obiecywał wyższe bezrobocie.
Go to the top of the page
 
+Quote Post



Reply to this topicStart new topic
1 Użytkowników czyta ten temat (1 Gości i 0 Anonimowych użytkowników)
0 Zarejestrowanych:

 

Mapa forum
RSS Wersja Lo-Fi Aktualny czas: sobota, 11 października 2025 - 19:04
FMDG - Razem od 2003
Dąbrowa Górnicza